Wojciech Szewko – Historia islamskiego terroru
Rozmowa z Wojciechem Szewko, specjalistą od spraw terroryzmu i Bliskiego Wschodu
Gdzie należy szukać początków terroryzmu islamskiego?
Początki to zapewne XII wiek i Rashid al-Din Sinan, twierdza Masjaf i słynni asasyni, którzy z terroryzmu uczynili sztukę wojenną.
Rashid al-Din Sinan, czyli słynny Starzec z Gór.
Dokładnie on. Twierdza Masjaf to terytorium obecnej Syrii, notabene miejsce ciężkich walk w wojnie domowej. Jest tam twierdza, która nazywa się Masjaf (Misja), to w niej osiedlili się izmailici z Alamut w Chorasanie. Lider sekty, Hassan Ala Dhikrihi as-Salam, wysłał Sinana do Syrii, aby ów proklamował tam czas mesjasza (Qaim) i koniec prawa szaria. Zwalczając sunnitów w północnej Syrii, stali się w pewnej chwili przeciwnikami Saladyna. Byli izmaelitami, szyitami, czyli heretykami dla sunnitów. Zabójcy (fedai) postępowali według własnego kodu honorowego furūsiyya. Najbardziej znaną w Europie akcją ludzi Starca z Gór było zamordowanie króla Jerozolimy Konrada z Montferratu w 1192 r. Zabójcy wcześniej wtopili się w społeczność chrześcijan, żyli wśród nich, a kiedy nadarzyła się sposobność, dokonali zamachu.
Sami asasyni byli mistykami, którzy wykonywali misje jako zabójcy. Natomiast ich przywódca, Starzec z Gór, miał oczywiste dla współczesnych powiązana polityczne i finansowe. Oni, choć działający z pobudek religijnych, realizowali ówczesne cele polityczne sekty oraz jej sojuszników.
Na kiedy można datować początek współczesnej fali terroryzmu?
Cezura dla współczesnego terroryzmu arabskiego, niekoniecznie jeszcze „islamskiego”, to z jednej strony Nakba, powstanie państwa Izrael i wypędzenie z domów ok. 700 tys. Palestyńczyków oraz ich walka o niepodległość prowadzona metodami terrorystycznymi. Ale również np. procesy dekolonizacji po II wojnie światowej i wojna o niepodległość Algierii (1954–1962). Osama bin Laden tamtych czasów nazywał się Ahmed Ben Bella. Pamiętam słynny wywiad, w którym zapytano go, dlaczego podkładają bomby w kawiarniach. Odpowiedział wtedy: dajcie nam samoloty, to będziemy wam zrzucali bomby na głowy, tak jak wy zrzucacie na nasze wioski. Przez Francję, a tym samym przez Zachód, był uznawany za terrorystę numer 1. Praktycznie nie było tygodnia, żeby w Paryżu ktoś nie został zastrzelony albo nie wybuchła bomba. Po tym wszystkim Ben Bella w 1963 r. został pierwszym prezydentem Algierii. Można się na to oburzać, ale pamiętajmy, że Józef Piłsudski też był wyrzucany z PPS właśnie za terroryzm.
Faktem jest, że Dziadek brał udział w kilku napadach.
Dokładnie. W słynnym ataku w Bezdanach brali udział Józef Piłsudski, Walery Sławek, Aleksander Prystor i Tomasz Arciszewski. Wszyscy potem zostali premierami niepodległej Polski.
Piękny mit założycielski.
(śmiech) Historia uczy nas, że uznanie za terrorystę albo za bohatera narodowego zależy najczęściej od perspektywy kronikarza. Lata 70. ubiegłego wieku były jednym wielkim zamachem terrorystycznym.W latach 70. mieliśmy do czynienia głównie z terroryzmem ideologicznym bazującym na „zachodnich” podziałach politycznych. Mieliśmy terroryzm marksistowski, nowolewicowy, guevarystowski, maoistowski – np. Świetlisty Szlak (Sendero Luminoso), Frakcję Czerwonej Armii, Czerwone Brygady, Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny. Ale też skrajnie prawicowy, np. w RFN Podziemie Narodowosocjalistyczne, we Włoszech Nuclei Armati Rivoluzionari, w Hiszpanii Alianza Apostólica Anticomunista.
Wszystkie lewicowe ugrupowania były sponsorowane przez Sowietów?
Przez ZSRR, Chiny, Kubę, Libię, NRD. W Polsce też bardzo chętnie gościliśmy terrorystów z Bliskiego Wschodu. Przecież w Warszawie przy ul. Bagno mieszkał Abu Nidal, szef Fatah – Rady Rewolucyjnej, a jego firma SAS Foreign Trade and Investment, handlująca bronią i zaopatrująca ruchy na Bliskim Wschodzie, do 1987 r. miała siedzibę w Intraco na ul. Stawki. W 1981 r. na Abu Daouda, dowódcę palestyńskiego Czarnego Września, Mosad dokonał zamachu pod hotelem Victoria w Warszawie. Był to element operacji Gniew Boży (Mivtzah Zaam Ha’el) – zabójstw liderów odpowiedzialnych za atak terrorystyczny, którego dokonał Czarny Wrzesień na izraelskich olimpijczyków w Monachium. Kiedy skończyła się zimna wojna, w naturalny sposób obumarły te organizacje, które były wspierane przez blok wschodni. Skończyła się też era mało skutecznego i nieodpowiadającego nowym wyzwaniom terroryzmu bazującego na ideologii zachodniej.
Kiedy więc islam stał się wiodącą ideologią grup terrorystycznych?
Współczesny terroryzm islamski, przynajmniej taki, jaki znamy dziś, został wykreowany pod koniec lat 80. Do pewnego momentu wśród organizacji arabskich stosujących metody terrorystyczne wiodącą ideą był nacjonalizm, radykalizm bazujący na europejskim systemie wartości. Dopiero niewielka skuteczność tej walki doprowadziła do powstania ruchów, których podstawą jest fundamentalizm religijny. Uznano nagle, że jest on świetnym elementem jednoczącym grupy, które nie miały innej wspólnej płaszczyzny działania. To było szczególnie skuteczne, jeśli organizacja miała funkcjonować na niejednolitym etnicznie terytorium. Zbigniew Brzeziński kiedyś otwarcie wypowiadał się, że był jednym z pomysłodawców tego rozwiązania. Kiedy Sowieci wkroczyli do Afganistanu, chodziło o zbudowanie skutecznego oporu przeciwko Armii Czerwonej. Było to bardzo skomplikowane, bo nie istniało coś takiego jak naród afgański. Był konglomerat rywalizujących ze sobą grup etnicznych, różniących się obyczajowością, językiem (26), lokalnymi kodeksami prawnymi. Trudno było znaleźć rys silnej, jednoczącej je tożsamości narodowej. Ale można było wykorzystać antyklerykalizm prosowieckich sił, zwalczających zastaną strukturę społeczną zakorzenioną w normach religijnych, do wywołania naturalnego odruchu sprzeciwu.
O zgrozo, udało się to wyśmienicie.
O ile część mudżahedinów to byli ludzie świeccy, o tyle jest to właśnie ten moment, kiedy zaczęto tworzyć przy współpracy z pakistańskim wywiadem oddziały partyzanckie, dla których spoiwem była religia. Można było w związku z tym zebrać Uzbeków, Pasztunów, Turkmenów w jeden oddział, którego wspólnym mianownikiem była religia. W tym przypadku sunnicki islam.
Czyli obecny terroryzm jest dzieckiem Rosjan i Amerykanów?
Współczesny terroryzm islamski był pierwotnie – i zostało to dobrze opisane i udokumentowane – wytworem CIA i pakistańskiej ISI. Ciągle żyją i wspominają te czasy ludzie, którzy te struktury budowali. Obozy szkoleniowe w Pakistanie, a potem w Afganistanie. Pierwsi liderzy talibów (i Al-Kaidy) byli szkoleni i wyposażani przez Zachód.
W Pakistanie młodzi chłopcy, często sieroty, głównie Pasztuni, byli wychowywani w zamkniętych szkołach – medresach. Opuszczali je jako kilkunastolatkowie znający tylko Koran i karabin. Studenci owych medres nazywali się talibami (studentami). Znali wyłącznie medresę i uproszczoną wersję islamu szkoły Hanafi – Deobandi.
To zresztą będzie miało wielki wpływ na ustrój późniejszego Islamskiego Emiratu Afganistanu i wersji szaria wprowadzanej na zajętych terytoriach. Nie mieli rodzin, dowodów, często nawet obywatelstwa Pakistanu. Oficerowie ISI (Inter-Services Intelligence) przyjeżdżali i likwidowali medresę. Wtedy tacy chłopcy mogli albo zostać żebrakami, wyrzutkami bez zawodu, bez jakiejkolwiek perspektywy, albo wziąć karabin i walczyć za wiarę – jedyne, co znakomicie rozumieli i potrafili. Mułła Omar, przywódca talibów, zaczynał wojnę w Afganistanie z około 50-osobowym oddziałem. Kiedy potrzebne były uzupełnienia, oficerowie z ISI likwidowali medresę, po czym wcielali do partyzantki jej uczniów.
Jak duże oddziały można było w ten sposób pozyskać?
W standardowej pakistańskiej medresie studiuje od 400 do 2000 młodych ludzi. Medres jest obecnie ok. 24 tys. Dostawali do ręki broń i szli do walki pod komendą tych samych liderów, którzy uczyli ich w szkole. Znali się wszyscy. Byli oczywiście sfanatyzowani i mieli wielką przewagę nad przeciwnikiem, któremu brak było determinacji. Talibowie byli witani przez wielu jako wyzwoliciele, ponieważ pod rządami dawnych mudżahedinów (umownie określanych „Sojuszem Północnym”) państwo de facto rozpadło się na tysiąc terytoriów plemiennych kontrolowanych przez lokalnych watażków. Żeby ciężarówka z zaopatrzeniem mogła przejechać z Quetty do Kandaharu, musiała opłacać się kilkunastu lokalnym mafiom. Więzienie pakistańskich kierowców i wymuszanie okupów było na porządku dziennym. Pakistan miał więc wielką motywację, żeby zasponsorować ruch talibów. Drugim powodem była rosnąca zażyłość rządu afgańskiego i Indii, ale to inna historia.
http://pitu-pitu.pl/2015/07/23/wojciech-szewko-historia-islamskiego-terroru/
Kto im zlecił te działania?
Wiemy dziś, że istotną rolę w zapoczątkowaniu ofensywy odegrały mafie, które kontrolowały transport w Pakistanie. Pamiętajmy, że do Afganistanu nie ma innej drogi niż lądowa i tą drogą dostarczane jest całe zaopatrzenie. Symbolicznie za datę początku ofensywy talibów uznaje się 12 października 1994 r. Około 200 studentów medresy z Kandaharu zaatakowało i rozbiło garnizon Hekmatiara w Spin Baldak, kontrolujący transport z i do Afganistanu. Mułła Omar i talibowie otrzymali wówczas wsparcie finansowe za udrożnienie dróg transportowych i ochronę przed bandytami. 29 października kolejny pakistański konwój został zatrzymany czy raczej uwięziony w okolicach Kandaharu przez grupę lokalnych „dowódców”. Talibowie 3 listopada zaatakowali i rozbili siły więżące pakistański konwój, a następnie wkroczyli do Kandaharu. I tak zaczął się marsz talibów w Afganistanie. Miarą sukcesu było to, że w grudniu 1994 r. po raz pierwszy bezpiecznie dotarł z Turkmenii do Quetty transport 50 ciężarówek z bawełną.
Czyli początek talibów to kwestie ekonomiczne, a nie religijne.
Oczywiście dla dowódców, sponsorów, pakistańskiego wywiadu. Ale kwestie religijne miały charakter kluczowy dla zachowania jedności i motywacji żołnierzy. Pamiętajmy, że dla tych ludzi jedynym dobrodziejem był meczet, jedynym domem medresa. Wszystko, co złe – bieda, brak szkoły, opieki medycznej, korupcja – pochodziło od państwa; to, co dobre, wiązało się z meczetem. Imamowie w medresach, o niewielkim poziomie wykształcenia, mieli ogromny wpływ na ideologię talibów, która – co ciekawe – jest uważana za prymitywną przez współczesne Państwo Islamskie.
Słucham?
Oczywiście, Państwo Islamskie stara się to podkreślać na każdym kroku. Szczególnie teraz, w obliczu otwartej walki zbrojnej z talibami. Na przykład talibowie nie tylko zakazują edukacji kobiet, ale także zabraniali kobietom, nawet wdowom po swoich bojownikach, wychodzić z domu (bez towarzystwa ojca, brata, męża). W czasach rządów talibów kobiety umierały z głodu i żyły w skrajnej nędzy, jeśli nie miały rodziny. Mąż był talibem, zginął gdzieś, a one nie mogły wyjść z domu i podjąć pracy. Jeżeli wychodziły, mogły być zabite. W Państwie Islamskim są szkoły dla kobiet, kobiety mogą uczęszczać na uniwersytety. Są np. specjalne wydziały lekarskie. Jest tylko jedna różnica w porównaniu z Zachodem – segregacja płciowa.
Mam rozumieć, że ISIS jest bardziej oświecone od talibów?
Oczywiście. ISIS ostentacyjnie pokazuje talibom: wasze rozumienie islamu jest prymitywne. Wasz islam jest islamem plemiennym. To mieszanina pasztunwali (kodeksu plemiennego) ze sprymitywizowaną wersją islamu, niemającą potwierdzenia w piśmie ani w hadisach. Natomiast islam Państwa Islamskiego wywodzi się z pnia salafizmu, wahabbizmu. Jest literalny i odrzucający kompromisy i interpretacje (innowacje), ale dużo bardziej oświecony. Państwo Islamskie w swoich materiałach propagandowych i polemizując z talibami, ostentacyjnie pokazuje te różnice.
Jedni i drudzy z równą zapalczywością niszczą zabytki kultury. Talibowie jeszcze w latach 90. wysadzali posągi Buddy w Afganistanie.
Robili to i wciąż robią, ponieważ uznają, że w Koranie bezwzględnie zakazane jest shirk, czyli bałwochwalstwo. Notabene wskazują, że w Biblii jest przecież dokładnie tak samo. Tyle że chrześcijanie tego nie przestrzegają. Ale przecież ikonoklaści też niszczyli wizerunki, nie dopuszczali możliwości modlenia się do obrazów, uznając, że Bóg nie może mieć postaci cielca.
Oczywiście to przesada, bo shirk nie oznacza istnienia wizerunku, tylko modlenie się czy też czczenie wizerunku. Ale rzeczywistość jest taka, że i talibowie, i ISIS uznają, że to, co jest wizerunkiem, do którego choćby potencjalnie można się modlić, jest zakazane.
Dlaczego w takim razie wysadzają zabytkowe budowle, jak nie tak dawno w Palmyrze?
Jeżeli mówimy o samej Palmyrze, to niszczyli rzeźby lwów, popiersia ludzi, bo uznają, że to wizerunki pogańskich bóstw, więc element bałwochwalstwa. Natomiast ów budynek, który wysadzili, był mauzoleum, notabene mauzoleum muzułmańskim, ale hadisy mówią wyraźnie, że zakazane jest budowanie meczetu nad grobem. Dlatego niszczone są cmentarze muzułmańskie, gdzie są grobowce, bo już nawet to jest formą bałwochwalstwa. Na cmentarzu muzułmańskim nie powinno być nic. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, więc nic poza prochem nie powinno się tam znajdować. Nie może być żadnej formy czczenia osoby zmarłej. Osoba zmarła nie może być Bogiem, nie może być bożkiem.
No dobrze, a co w takim razie z Mekką?
W Arabii Saudyjskiej był już nieraz taki pomysł, żeby wysadzić w powietrze i zniszczyć grób Mahometa. Dlaczego? Dlatego właśnie, że nie wolno się modlić do proroka. Bo on był prorokiem, a nie Bogiem.
Jeśli więc zajmą Betlejem, możemy się pożegnać ze świętymi dla chrześcijan miejscami?
Jak pan przeczyta Koran i hadisy, to pan zobaczy, że znaczna część Koranu mówi o Jezusie, synu Marii („To jest Jezus, syn Marii, słowo Prawdy, w którą powątpiewają” – 19:34). Muzułmanie uważają, że Jezus był prorokiem i jako taki jest w islamie czczony. Uznają jednak, że nie może być uważany za Boga, bo Bóg jest jeden. Więc czczenie go w ukrzyżowanej postaci jest bałwochwalstwem. Podobnie jako element pogaństwa traktują dogmat Trójcy Świętej, uznając niepodzielność istoty boga. „Mesjasz, Jezus syn Marii, jest tylko posłańcem Boga; i Jego Słowem, które złożył Marii; i Duchem, pochodzącym od Niego. Wierzcie więc w Boga i Jego posłańców i nie mówcie: »Trzy«! Zaprzestańcie! To będzie lepiej dla was! Bóg – Allah – to tylko jeden Bóg!” (4:171).
Pomijając scenografię, w sumie wszystko się zgadza.
To jest rzecz nieznana chrześcijanom, ale to jest faktem. Koran mówi: Żydzi i chrześcijanie są ludami księgi. Islam nie pozwala prześladować chrześcijan, zabraniać im wyznawania wiary, ale prawdziwą religią jest islam. Islam jest w ich oczach chrześcijaństwem w stanie czystym. Kolejnym objawieniem, które odrzuca wszystkie błędy Kościoła. Pamiętajmy, że czasy Mahometa to VI–VII wiek. Bizancjum. W hadisach i Koranie pojawia się krytyka greckiej filozofii, która obudowała chrześcijaństwo. Koran polemizuje i z judaizmem, i z chrześcijaństwem, ale uznaje ich wyznawców za tych, którzy podobnie jak muzułmanie mogą dostąpić zbawienia.
A jednak masowo ich mordują.
Chrześcijan nie mordują ze względu na to, że są chrześcijanami. Mordują tych chrześcijan, których uznają za najeźdźców, ale podobnie będzie z każdym innym. Ponadto jeśli mówimy o Państwie Islamskim, to mordują sto razy więcej muzułmanów, których uważają za odstępców, heretyków lub po prostu nie dość uległych. Chrześcijanin w czasach pokoju, z koranicznego punktu widzenia, pod pewnymi warunkami, jest jak najbardziej osobą chronioną. Bo szaria mówi, że naturalnie musi być pod władzą muzułmanów, musi zostać upokorzony, ukorzyć się, ale w tym momencie ma prawo funkcjonować w każdym państwie islamskim na podstawie kontraktu (dhimma), który jest kopią kontraktu z czasów Mahometa i pierwszych kalifów.
Płacąc jednocześnie wysokie podatki.
W „kontrakcie” ustalony jest poziom podatków (w IS to 34 g złota rocznie dla osoby zamożnej), prawo do posiadania świątyni, swoboda wyznania, ale też zakaz nawracania muzułmanów, bicia w dzwony itd. Zakazane są wszystkie te formy działalności (np. misyjnej), które mogłyby ludzi odciągnąć od islamu. Nie wolno sprzedawać wieprzowiny i alkoholu muzułmanom, ale można chrześcijanom, jeśli sami tego chcą. Naturalnie kontrakt ten nie dotyczy chrześcijan, którzy chcą walczyć z muzułmanami, bo wtedy są wrogami łamiącymi kontrakt. Wspomniany kontrakt, liczący półtora tysiąca lat, obecnie jest narzucony przez Państwo Islamskie chrześcijanom w Mosulu, Rakka itd.
Czyli chrześcijanie na Bliskim Wschodzie nie mają się w sumie czego bać?
Tego nie powiedziałem. W naszej rozmowie pominęliśmy bowiem jeden z najważniejszych aspektów terroryzmu. W latach 80. coraz więcej państw i organizacji zorientowało się, że terroryzm jest znakomitym i tanim sposobem osiągania celów politycznych…
Destabilizacji regionu, zdobycia kontroli nad surowcami…
Weźmy za przykład działania Syrii w Libanie w latach 80. Syryjska ingerencja w wewnętrzne sprawy Libanu doprowadziła do destabilizacji tego kraju, regionu i w rezultacie konfliktu, który tli się nieprzerwane od ponad 20 lat. Ale początkowo były to działania stricte terrorystyczne, które przerodziły się w wojnę domową. Trudno jest więc ustalić precyzyjną granicę między wspieraniem terroryzmu a regularną działalnością tajnych służb w krajach arabskich i prowadzeniem przez nie tajnej wojny na obcym terytorium. Tę samą taktykę przynajmniej kilka krajów regionu stosuje od lat wobec Syrii, sponsorując i zbrojąc grupy terrorystów, których obecnie nazywamy „rebeliantami” (w Syrii określenia „rebelianci” używa się nawet wobec Al-Kaidy). Terroryzm, podobnie jak wojna, służy realizacji celów politycznych. Przecież organizacje te dostają broń, wsparcie wywiadowcze, pieniądze. Z pewnością nie z kwest ulicznych. Media zajęte są opisywaniem problemu terroryzmu, a tymczasem istotą problemu jest rywalizacja o wpływy, o surowce.
Czyli to, co obserwujemy, to dopiero początek i można się pożegnać z wycieczkami turystycznymi na Bliski Wschód?
Bliski Wschód to obecnie arena tzw. drugiej wielkiej gry, rywalizacji o surowce i wpływy między sunnickimi państwami islamskimi, Turcją, Arabią Saudyjską, Katarem. Polem tej rywalizacji jest Irak, Syria, Liban, Egipt, Libia. Do tego należy dodać rywalizację szyicko-sunnicką w Syrii, Libanie, Iraku i Jemenie. Nie wspominając już o realizujących swoje interesy w tym regionie USA, Rosji i państwach europejskich. Dodajmy dla pikanterii realizację interesów Izraela, którego racją stanu jest osłabianie państw zdolnych do zagrożenia mu zbrojnie. Nałóżmy na to wszystko siatkę organizacji terrorystycznych czy rebelianckich i ich afiliacji polityczno-religijnych. Organizacji, które korzystając z destabilizacji wywołanej arabską wiosną i wsparcia hojnych sponsorów, przerodziły się w regularne armie, również w armie podziemne. To rywalizacja globalna i regionalna o zasoby środkowej Azji. Czasy, kiedy organizacja terrorystyczna była spontaniczną grupką naiwnych studentów, odchodzą do historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz