JOURNAL OF HISTORICAL REVIEW
Dawno już to czasopismo historyczne nie gościło w naszym przeglądzie. Nadrabiając zaległości, sięgamy do numeru 3 (1997), w którym Mark Weber ukazuje okoliczności zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki. 6 sierpnia 1945 roku bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę zabiła w jednej chwili 90.000 ludzi. 40.000 ludzi zostało rannych, a wielu z nich zmarło później w wyniku choroby popromiennej. Trzy dni później nastąpiło drugie atomowe uderzenie na Nagasaki, w wyniku którego zginęło 37.000 ludzi a 43.000 zostało rannych. W sumie obie bomby spowodowały śmierć ok. 200.000 ludzi. W dniach pomiędzy oboma bombardowaniami Rosja Sowiecka przyłączyła się do Stanów Zjednoczonych w ich wojnie przeciw Japonii. Stalin złamał traktat o nieagresji zawarty z Japonią w 1941 roku. W tym samym dniu, kiedy zniszczone zostało Nagasaki, sowieckie oddziały zaczęły wlewać się do Mandżurii rozbijając siły japońskie. Chociaż sowiecki udział w wojnie nie miał praktycznie żadnego wpływu na jej wynik, Moskwa, przyłączając się do konfliktu, odniosła ogromne korzyści polityczne. 10 sierpnia rząd japoński ogłosił gotowość zaakceptowania amerykańsko-brytyjskiej deklaracji z Poczdamu o „bezwarunkowej kapitulacji”, stawiając jeden warunek, a mianowicie, że zachowane zostaną prerogatywy cesarza. Następnego dnia przyszła amerykańska odpowiedź, w której rząd amerykański stwierdzał, że w momencie kapitulacji władza cesarza i rządu japońskiego podporządkowana zostaje naczelnemu dowódcy sił sprzymierzonych. Ostatecznie, 14 sierpnia Japonia zaakceptowała deklarację poczdamską i ogłoszono „przerwanie ognia”. 2 września na pokładzie „Missouri” w Zatoce Tokijskiej japońscy delegaci podpisali akt kapitulacji. Niezależnie od kwestii moralnych, należy zapytać, czy zrzucenie bomb atomowych było konieczne ze względów militarnych. Japonia była pokonana już w czerwcu 1945 roku. Zarówno flota, jak i lotnictwo były całkowicie zniszczone. Bez żadnych przeszkód amerykańskie bombowce latały jak chciały nad terytorium Japonii, niszczyły japońskie miasta obracając je w perzynę. To, co pozostało z japońskich fabryk i warsztatów, próbowało jeszcze kontynuować produkcję wojenną, ale brak surowców stopniowo ją uniemożliwiał. W kwietniu odcięte zostały dostawy ropy naftowej. W lipcu ok. jednej czwartej japońskich domów było zniszczonych. Brakowało żywności, ludzie otrzymywali głodowe racje. W nocy z 9 na 10 marca fala 300 amerykańskich bombowców uderzyła na Tokio zabijając ok. 100.000 ludzi. Bombowce zrzuciły prawie 1.700 ton bomb siejąc zniszczenie w całej stolicy, paląc całkowicie ok. 16 mil kwadratowych miasta i niszcząc jedną czwartą budynków. Milion mieszkańców straciło dach nad głową. 23 maja nastąpił największy nalot lotniczy wojny na Pacyfiku: 520 superfortec B-29 zrzuciło 4.500 ton bomb zapalających na centrum zbombardowanej 11 tygodni wcześniej stolicy. Wywołując straszliwe burze ogniowe, bomby zapalające zniszczyły centrum handlowe Tokio i dzielnicę rozrywki Ginza. W dwa dni później, 25 maja 502 superfortece zrzuciły na Tokio 4.000 ton bomb. W sumie te dwa naloty zniszczyły 56 mil kwadratowych japońskiej stolicy. W Tokio zginęło 160.000 ludzi. Można tu dodać, że w przypadku Hiroszimy, Nagasaki, Tokio i innych miast japońskich mieliśmy do czynienia z prawdziwym holocaustem: paliły się nie zwłoki w krematoriach, ale żywcem spalonych zostało setki tysięcy ludzi w tym starcy, kobiety, dzieci, noworodki, chorzy, kalecy itd. Tokio miało głównie drewnianą zabudowę, więc pożary rozprzestrzeniały się z olbrzymią szybkością. W środku miasta utworzył się ognisty krąg tak gorący i wysoki, że załogi nadlatujących bombowców meldowały, iż na wysokości dwóch mil czuć było zapach palonego, ludzkiego mięsa. W marcu 1945 roku, a więc w miesiącu, kiedy zaczęło się niszczenia miast japońskich bombami zapalającymi, magazyn marynarki wojennej „Leatherneck” zamieścił rysunek olbrzymiej wszy (Louseous Japanicas) z monstrualną twarzą przypominającą twarz Japończyka. Tekst przy rysunku informował, że epidemia tych wszy zaczęła się 7 grudnia 1941 roku na Hawajach. I dalej czytamy: “ The Marine Corps, especially trained in combating this type of pestilence, was assigned the gigantic task of extermination”. Za najbardziej efektywne w zwalczaniu „wszy japońskiej” uznano miotacze płomieni, moździerze, granaty i bagnety. I dalej pisano, że nie nastąpi całkowite zwalczenie epidemii, zanim źródła plagi, tereny wylęgania się wszy japońskiej wokół Tokio nie zostaną całkowicie unicestwione (completely anihilated). I tak się też stało: nastąpiła rzeczywista eksterminacja – zagłada setek tysięcy Japończyków, głównie ludności cywilnej.
Jeszcze przed atakiem na Hiroszimę generał lotnictwa Curtis Le May z dumą oświadczył, że amerykańskie bombowce „cofnęły Japonię do epoki kamienia łupanego”. Inny generał lotnictwa Henry Arnold napisał w swoich wspomnieniach w 1949 roku, że z bombą atomową czy bez niej Japonia była na skraju załamania. Potwierdził to były japoński premier Fuminaro Konoye, który powiedział, że ataki bombowców B-29 były wystarczającym argumentem na rzecz zawarcia pokoju. Weber pisze, że już wiele miesięcy przed zakończeniem wojny japońscy politycy i wojskowi wiedzieli, że klęska jest nieunikniona. W kwietniu 1945 roku nowy rząd japoński z Kantaro Suzuki na czele miał za zadanie zakończenie wojny. Kiedy w maju skapitulowały Niemcy, Japończycy zdawali sobie sprawę, że teraz cała wojenna furia Anglików i Amerykanów zwróci się przeciw nim. Amerykańskie kierownictwo dzięki złamaniu kodów japońskich, wiedziało z rozszyfrowanych depesz wysyłanych przez japońskie ministerstwo spraw zagranicznych do placówek dyplomatycznych za granicą, że Japończycy chcą zakończenia wojny na możliwie najlepszych warunkach.
W swojej książce Atomic Diplomacy: Hiroshima and Potsdam (1965) historyk Gar Alperovitz pisał, że już we wrześniu 1944 roku Japończycy sondowali możliwość zawarcia pokoju. W połowie kwietnia 1945 roku wywiad amerykański informował, że Japończycy szukają sposobu na modyfikację warunków zakończenia wojny, Departament Stanu był przekonany, że cesarz włączył się w wysiłki zmierzające do przerwania walk. Dopiero po wojnie obywatele USA dowiedzieli się, że Japończycy chcieli zakończenia wojny. Reporter „Chicago Tribune” Walter Trohan został zmuszony przez cenzurę wojenną do rezygnacji z opublikowania artykułu na ten temat. Mógł się ukazać na łamach „Chicago Tribune” i “Times-Herald” 19 sierpnia 1945 roku. Trohan ujawnił, że 20 stycznia 1945 roku, na dwa dni przed opuszczeniem Jałty, prezydent Roosevelt otrzymał od generała Douglasa MacArthura 40-stronnicowe memorandum, w którym była mowa o pięciu próbach wstępnych rokowań podejmowanych przez wysoko postawione osobistości japońskie. To memorandum dowodzi, że Japończycy wysuwali takie same warunki kapitulacji jak te, które ostatecznie przyjęte zostały przez Amerykanów 2 września to znaczy całkowita kapitulacja z zagwarantowaniem nietykalności cesarza. Niektórzy historycy powątpiewali w autentyczność memorandum, które miał Trohanowi udostępnić admirał William D. Leahy. Ale ani Biały Dom, ani Departament Stanu nigdy nie zakwestionowały jego autentyczności. Były prezydent USA Herbert Hoover, który mieszkał w sąsiedztwie MacArthura zaniósł mu w 1951 roku, kiedy generał wrócił z Korei, artykuł Trohana. Według Hoovera generał MacArthur potwierdził prawdziwość memorandum we wszystkich szczegółach. W kwietniu i w maju Japończycy wysunęli za pośrednictwem Szwecji i Portugalii propozycje zawarcia pokoju, z jednym warunkiem: cesarz musi pozostać nietykalny. Propozycje przekazane zostały Departamentowi Stanu, który nie wyraził nimi zainteresowania. W połowie czerwca japoński minister spraw zagranicznych Shigenori Togo został przez Najwyższą Radę Wojenną zobowiązany do poszukiwania sposobu zawarcia pokoju za pośrednictwem Rosji Sowieckiej. 22 czerwca cesarz zwołał posiedzenie Najwyższej Rady Wojennej i zobowiązał jej członków do poszukiwania sposobu zakończenia wojny. Na początku lipca służby amerykańskie zdeszyfrowały depeszą skierowaną z Tokio do ambasadora Japonii w Moskwie, z której wynikało, że cesarz osobiście zaangażował się w wysiłki na rzecz zawarcia pokoju. Japończycy byli gotowi przystać na wszystkie warunki Amerykanów oprócz obalenia cesarza. Potomek liczącej 2.600 lat dynastii cesarz Hirohito uważany był przez naród japoński za „pół-boga” (do 15 sierpnia, kiedy to cesarz ogłosił przez radio kapitulację Japończycy nie słyszeli jego głosu). Japończycy obawiali się, że Amerykanie upokorzą cesarza a nawet skażą go na śmierć jako zbrodniarza wojennego. 12 lipca cesarz oświadczył byłemu premierowi Fumimaro Konoye, że trzeba zawrzeć pokój, niezależnie od surowości warunków. Ze wszystkich wypowiedzi czynników japońskich i z tajnych depesz wynika jasno, że Japończycy byli w pełni świadomi, iż wojna jest przegrana i że Japonia musi skapitulować. Jedyne, czego chcieli, to nietykalność dla rodziny cesarskiej. Decyzja o kapitulacji została podjęta przez rząd japoński w połowie czerwca 1945 roku, zanim zostały zrzucone bomby atomowe i zanim Rosja Sowiecka weszła do wojny. Gdyby Amerykanie byli gotowi zrezygnować z żądania „bezwarunkowej kapitulacji”, przyjmując jeden jedyny warunek Japończyków w odniesieniu do cesarza, wojna zakończyłaby się wcześniej i wiele tysięcy ludzi nie straciłoby życia. Gorzka ironia historii sprawiła, że amerykańscy przywódcy pozostawili ostatecznie cesarza jako symbol władzy i ciągłości, gdyż słusznie sądzili, że Hirohito będzie użyteczny jako marionetka w rękach władz okupacyjnych.
Prezydent Truman twardo bronił decyzji użycia broni atomowej, twierdząc, że „oszczędziła miliony ludzkich istnień”, gdyż doprowadziła do szybkiego zakończenia wojny. Usprawiedliwiając swoją decyzję Truman oświadczył, że „pierwsza bomba atomowa została zrzucona na Hiroszimę, na bazę wojskową, ponieważ chcieliśmy przy tym pierwszym ataku, uniknąć, tak dalece jak było to możliwe, zabijania ludności cywilnej”. Było to oczywiste kłamstwo, gdyż ofiarą bomby stała się przede wszystkim ludność cywilna. Jeśli chciano zademonstrować przywódcom japońskim potęgę nowej broni, to nie potrzeba było niszczyć całego miasta. A już w żadnym przypadku takiego usprawiedliwienia nie można zastosować w przypadku Nagasaki. Mimo iż sprawa jest zupełnie oczywista, większość Amerykanów zaakceptowała oficjalne wyjaśnienia. Przyzwyczajeni do prymitywnej propagandy portretującej Japończyków jako podludzkie bestie, Amerykanie z radością powitali nową broń, która mogła zniszczyć jak najwięcej pogardzanych Azjatów i pomścić japoński atak na Pearl Harbor. Żołnierze amerykańscy, którzy wierzyli, że bomba atomowa szybciej zakończyła wojnę pozwoliła im szybciej wrócić do domu, mówili „Dziękujemy Bogu za bombę atomową”. Po ogniowym zniszczeniu Hamburga w lipcu 1943 roku, po zniszczeniu Drezna w lutym 1945 roku, po zniszczeniu Tokio i innych miast japońskich amerykańscy przywódcy, jak ocenił to później generał Leslie Groves, przyzwyczaili się do masowego zabijania ludności cywilnej.
Ale nie brakło też głosów krytycznych. Dziennikarz „New York Timesa” Hanson Baldwin napisał: „jesteśmy potomkami Dżyngis-chana”. Norman Thomas nazwał zniszczenie Nagasaki „największym pojedynczym okrucieństwem tej okrutnej wojny”. Wstrząśnięty był Joseph P. Kennedy – ojciec prezydenta JFK. „Christian Century” najważniejszy organ prasowy amerykańskiego protestantyzmu ostro potępił zbombardowanie Hiroszimy i Nagasaki. Podobnie czołowe pismo katolickie USA „Commonweal”. Także papież Pius XII potępił zrzucenie bomb atomowych na miasta, które było „zbrodnią przeciw Bogu i człowiekowi”. Również wśród politycznych i wojskowych przywódców USA odzywały się głosy sprzeciwu. Generał Dwight Eisenhover w rozmowie z sekretarzem wojny Henry L. Stimsonem odbytej w połowie lipca 1945 roku, podczas której Stimson poinformował go o planowanym ataku atomowym, wyraził opinię, że atak ten jest całkowicie zbędny z wojskowego punktu widzenia, gdyż Japonia jest faktycznie pokonana i żadna inwazja na wyspy japońskie nie będzie potrzebna. Tak samo uważał generał Bonnie Fellers, admirał William Leahy i admirał Ernest King. Generał MacArthur wielokrotnie wypowiadał się po wojnie na ten temat i nieodmiennie dowodził, że zrzucenie bomb atomowych było zbędne z wojskowego punktu widzenia. Generał Curtis LeMay, późniejszy szef sztabu sił powietrznych stwierdził krótko: „Bomba atomowa nie miała nic wspólnego z zakończeniem wojny”. Historyk i dziennikarz Edwin P. Hoyt pisał w swojej książce Japan‘s War: The Great Pacific Conflict (1986): „Dwie bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki były lukrem na cieście i nie spowodowały takich spustoszeń jak obrzucenie miast japońskich bombami zapalającymi. Bombardowania przeprowadzone przez B-29 przyniosły zniszczenie 3.100.000 domostw, pozbawiły dachu nad głową 15 milionów ludzi i zabiły ok. miliona ludzi. To te bezwzględne bombardowania sprawiły, że Hirohito zrozumiał, iż jeśli będzie to konieczne dla osiągnięcia «bezwarunkowej kapitulacji» Amerykanie całkowicie zniszczą Japonię i zabiją wszystkich Japończyków, i to skłoniło go do powzięcia decyzji o zakończeniu wojny. Bomba atomowa była rzeczywiście przerażającą bronią, ale nie ona była przyczyną japońskiej kapitulacji, jak chce to mit, który trwa po dziś dzień”. Historyk Dennis D. Weinstock w swojej książce The Decision to Drop the Atomie Bomb (1996) dochodzi do wniosku, że zrzucenie bomb atomowych było nie tylko niepotrzebne, ale opierało się na polityce zemsty, która zaszkodziła amerykańskim interesom: „W kwietniu 1945 roku japońscy przywódcy zrozumieli, że wojna jest przegrana. Jedyną przeszkodą dla kapitulacji było upieranie się Stanów Zjednoczonych przy bezwarunkowej kapitulacji. Japończycy chcieli przede wszystkim wiedzieć, czy Stany Zjednoczone pozwolą Hirohito pozostać na tronie. Bali się, że Stany Zjednoczone usuną go z tronu, postawią przed sądem jako zbrodniarza wojennego a nawet stracą. (…) Bezwarunkowa kapitulacja była polityką zemsty i zaszkodziła narodowemu interesowi Ameryki. Przedłużyła wojnę w Europie i we Wschodniej Azji oraz pomogła Związkowi Sowieckiemu rozszerzyć swoją władzę na tych obszarach”. Fizyk Leo Szilard, który odegrał ważną rolę przy stworzeniu bomby atomowej, argumentował przeciwko jej użyciu. W 1960 roku Szilard stwierdził publicznie: „Gdyby to Niemcy zrzucili bomby atomowe na miasta, to zdefiniowalibyśmy to jako zbrodnię wojenną, skazalibyśmy w Norymberdze na śmierć Niemców winnych tej zbrodni i powiesilibyśmy ich”.
W innym artykule Mark Weber pisze o długo utajnionym raporcie napisanym w czerwcu 1945 roku przez US Army‘s Chemical Warfare Service, który mówi o planowanym ataku gazowym na Japonię, mającym poprzedzać ewentualną inwazję wysp japońskich. 30-stronicowy dokument określa „strefy ataku gazowego” na dokładnych mapach Tokio i innych głównych miast japońskich. Wojskowi planiści wyselekcjonowali 50 miejskich i przemysłowych celów w 25 japońskich miastach m.in. w Tokio, Osace, Jokohamie, Kobe i Kioto, które uznali za szczególnie “dogodne cele ataku gazowego”. Ataki gazowe, pisali wojskowi planiści, w proponowanym zakresie i natężeniu mogą łatwo zabić 5.000.000 ludzi. Raport mówi o tym, że na 15 dni przed lądowaniem na wyspie Kuishiu amerykańskie bombowce zrzucą wczesnym rankiem na Tokio i inne miasta 54.000 ton śmiercionośnego fosgenu. Użyte miały też być inne gazy: gaz musztardowy i cyjanowodór. Plan ataku gazowego został zaaprobowany przez szefa US Chemical Warfare Service majora-generała Williama N. Portera. Sporządzono jedynie pięć kopii tego supertajnego dokumentu, który ujrzał światło dzienne w 1991 roku. Chociaż oficjalnie mówiono w 1945 r., że USA użyją gazu jedynie w ramach odwetu za użycie gazu przez Japończyków jako pierwszych, to w tajemnicy wojskowi przywódcy całkowicie poważnie rozpatrywali możliwość pierwszego uderzenia gazowego. Latem 1945 roku amerykańskie lotnictwo zabijało dziesiątki tysięcy Japończyków obrzucając miasta bombami zapalającymi. Przejście do zabijania gazem mogłoby być więc łatwe. W czerwcu 1945 roku, jak dowodzą inne dokumenty, admirał Ernest King otrzymał tajny raport szefa sztabu generała George‘a C. Marshalla w sprawie ataku gazowego. Obaj byli najważniejszymi doradcami prezydenta Trumana. 18 czerwca 1945 roku prezydent Truman spotkał się w Białym Domu z doradcami wojskowymi i cywilnymi, aby przedyskutować plan ewentualnej inwazji Japonii. Najwyraźniej plan ataku gazowego został na niej zaaprobowany, gdyż w dwa dni później wydane zostały rozkazy, aby zwiększyć produkcję kilku typów gazu i utworzyć zapasy w wielkości przewidywanej w raporcie, o którym była mowa wyżej. Jak napisali dwaj historycy Thomas B. Allen i Norman Polmar, raport z czerwca 1945 roku „podnosił zabijanie ludności cywilnej wroga na poziom wyższy od wszystkiego, co widziano w okresie II wojny światowej . Nie jest znany żaden inny dokument z okresu II wojny światowej zalecający tak masowe zabijanie cywilów”. Dodajmy, że raport ten, ewentualnie protokoły konferencji, na której omawiano i zaaprobowano „ostateczne rozwiązanie kwestii japońskiej” poprzez eksterminację przy pomocy gazu (także cyjanowodoru!) 5 milionów japońskich „wszy” lub „szczurów” nie są przytaczane bezustannie jako dowód demonicznego zła cechującego amerykańskich liderów, jako świadectwo „apokaliptycznej nienawiści” do Japończyków. „Konferencja ludobójców”, protokół z zebrania „organizatorów Zagłady” zniknęły w orwellowskiej dziurze w pamięci.
W innym artykule Gregory P. Pavlik także powraca do kwestii zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki, rozpatrując ją z punktu widzenia etyki i prawa międzynarodowego. Ponieważ stanowisko autora nie jest trudne do odgadnięcia, to zajmijmy się kilkoma innymi poruszonymi przez niego wątkami. Pavlik, zresztą nie on pierwszy, kwestionuje propagandowy mit, że japoński atak na Pearl Harbour był aktem niczym nie sprowokowanej agresji. Oczywiście, Japończycy dążyli do podboju lub podporządkowania sobie Korei, Mandżurii, Chin, Francuskich Indochin, Malajów i Birmy. Ich celem było stworzenie pod swoim imperialnym przywództwem tzw. Greater East Asian Co-Prosperity Sphere. Nie ulega jednak żadnych wątpliwości, że chcieli uniknąć konfliktu wojennego z USA. Po wytyczeniu granic swojego azjatyckiego imperium chcieli osiągnąć wynegocjowany pokój. W żadnym razie atak na Pearl Harbour nie był elementem długofalowego planu rządu japońskiego. Atak ten musi być rozpatrywany w szerszym kontekście, przy uwzględnieniu polityki prezydenta Roosevelta, który zawarł porozumienie z Churchillem, że włączy się w konflikt azjatycki, jeśli Brytyjczycy zostaną zaatakowani, dostarczał amunicji zarówno Brytyjczykom, jak i Rosjanom, nałożył embargo przeciw Japonii na ropę naftową i metale oraz wysłał „nieoficjalnie” w 1941 roku oddziały amerykańskie („Flying Tigers”), aby atakowały Japończyków w Chinach. Wszystkie te posunięcia były aktami wojennymi i naruszały neutralność USA. Jeśli się uwzględni te fakty, to atak na Pearl Harbour nie może być uznany za akt niczym niesprowokowanej agresji. Wojna ze Stanami Zjednoczonymi nie była ani celem, ani pragnieniem Japończyków.
Ci, którzy pochwalają atak atomowy na Hiroszimę i Nagasaki, wywodzą, że był on konieczny, aby złamać opór Japończyków. Ale założenie, że Japończycy będą chcieli po-święcić ostatniego człowieka zanim zakończą wojnę, jest nonsensem, pisze Pavlik. W rzeczywistości (jak wiemy z omówionego wyżej artykułu Marka Webera-red.) rząd japoński o już o wiele wcześniej był gotów skapitulować. Japończycy chcieli jedynie kapitulacji pozwalającej im „wyjść z twarzą”, co polegało na wysunięciu warunku dotyczącego nietykalności rodziny cesarskiej. Japońska oferta kapitulacji wyszła w momencie, kiedy kapitulacja miała sens. Amerykańska blokada wysp odcięła je od wszystkich źródeł surowców i sprawiła, że zarówno żołnierze, jak i cywile pozbawieni byli elementarnych środków do życia. Historycy to wiedzą, a jednak wbrew wszelkiej logice starają się znaleźć argumenty uzasadniające użycie broni atomowej. Nasuwa się podejrzenie, że chodziło nie o strategię militarną, ale o politykę. Wiadomo, że w lipcu 1945 prezydent Truman konsultował japońską ofertę kapitulacji ze Stalinem w Poczdamie. Fakt tych konsultacji, które odegrały kluczową rolę przy podjęciu decyzji, powinien kierować naszą uwagę na, jak napisał historyk William L. Neumann, „historyczne aspiracje Rosji w Azji” i “ekspansjonistyczny element w stalinowskim komunizmie”.
Pavlik przypomina wcześniejsze akcje wojenne przeciw Japonii. W 1863 roku japońskie miasto Kagoshima zostało zniszczone przez brytyjską marynarkę pod dowództwem admirała Kupera – przyczyną była chęć uzyskania koncesji handlowych. Stany Zjednoczone mają długą historię stosowania wojennej taktyki przeciw Japonii rozpoczętej w 1854 roku „dyplomacją kanonierek” komandora Perry‘ego. W 1864 roku amerykańskie okręty wzięty udział w zniszczeniu miasta Shimonoseki. W 1908 roku prezydent T. Roosevelt wysłał okręty wojenne ku wybrzeżom Japonii. Ten typ militarnej dyplomacji był podstawą polityki prezydenta F. Roosevelta. Większość decyzji dotyczących rozbudowy floty wojennej i posunięć wojskowo-politycznych na Pacyfiku, już w 1934 roku – skierowana była przeciw Japonii. Polityka prezydenta Roosevelta opierała się na amerykańskich, lub szerzej, zachodnich precedensach.
Pavlik wysuwa hipotezę, że atomowy atak na Niemcy nie byłby zaakceptowany, gdyż mimo wszystko Niemcy uważane były za część białej, chrześcijańskiej cywilizacji. Natomiast Japonia leżała poza jej kręgiem a Japończycy byli „dzikusami”, wobec których, tak jak to działo się wcześniej w przypadku ludów pozaeuropejskich, nie obowiązywały reguły wojenne. Dla Pavlika nie ulega żadnej wątpliwości, że atomowy atak na Japonię był łatwiejszy do przyjęcia, ponieważ Japończycy należeli do innej rasy. Dowodzi tego propaganda nienawiści produkowana przez Departament Wojny i inne agencje – rządowe lub nie. W tej propagandzie rasistowskie ataki na Japończyków są stałym motywem. Propagandowe filmy wyświetlane w kinach całego kraju podniecały histerię wojenną pokazując Japończyków o żółtych twarzach i wyszczerzonych zębach. Amerykańską publiczność zachęcano, aby biła brawo, kiedy na ekranie zasłużony koniec spotykał „żółte karły”. Analiza tej propagandy wykazuje, że rząd amerykański grał na rasowej niechęci do Japończyków i ją wzmacniał. Gazety pisały o Japończykach: „żółte małpy”, „żółte bękarty” itp. „Journal of Historical Review” reprodukuje w tym numerze trochę przykładów antyjapońskiej propagandy. Oprócz wspomnianej wyżej „japońskiej wszy”, mamy rysunek z prasy amerykańskiej przedstawiający karłowatego Japończyka jako podczłowieka o zezwierzęconej twarzy i postawie, którego otaczają naukowcy zastanawiający się, co też może się dziać w japońskim umyśle. Na innym rysunku widzimy groteskową postać japońskiego killera o monstrualnych rysach twarzy, który wznosi sztylet, by wbić go w przerażoną kobietę. Na prasowym rysunku mamy japońskiego żołnierza jako gigantycznego King-Konga, który ściska w potwornej łapie bezbronnych, małych ludzi. Wokół niego, na ziemi leżą stosy zabitych i pomordowanych. Na innym rysunku amerykański orzeł zabija monstrualnego gada, który ma na grzbiecie napis „Japan” a do ogona przywiązaną jakby flagę z napisem „Żółte niebezpieczeństwo”. Tego typu rysunki były typowe dla amerykańskiej propagandy wojennej, która miała na celu wpoić obywatelom nienawiść do “żółtych podludzi”, aby ze spokojem przyjęli palenie żywcem dziesiątków tysięcy kobiet, dzieci i starców. W grudniu 1944 roku 13% ankietowanych Amerykanów opowiedziało się za tym, żeby zabić wszystkich (!) Japończyków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz