Instytut Higieny Rasy – szwedzkie państwo opiekuńcze i eugenika – wywiad Pawła Sulika
Sterylizowano osoby uznane za upośledzone na umyśle, z angielskiego feeble minded. Co jest o tyle wstrząsające, że żadna z ofiar sterylizacji nie była w kategoriach współczesnej psychologii niedorozwinięta lub upośledzona. Chodziło raczej o osoby, które prowokowały reakcję otoczenia. Następnie olbrzymia grupa ludzi, którzy byli „społecznie nieodpowiedzialni” ponieważ płodzili dzieci nie mając środków na ich utrzymanie. Kolejną grupę tworzyli Cyganie oraz tattare, wędrowcy. Osobną grupą były samotne matki, a także osoby zachowujące się „aspołecznie”, co mogło oznaczać wzięcie kredytu i problem z jego spłatą.
W Polsce ukazała się właśnie Pana książka „Higieniści. Z dziejów eugeniki.” wydana przez wydawnictwo Czarne. Ta książka jest kontynuacją Pana artykułów o przypadkach sterylizacji w Szwecji osób uznanych za „niepełnowartościowe”?
Moje artykuły na szczęście wywołały ogromny oddźwięk w Szwecji, do tego stopnia, że wprowadzono nową ustawę, na mocy której ofiary polityki eugenicznej otrzymały finansową rekompensatę. Państwo przyznało się do aktów przemocy. Książka powstała z powodu frustracji, że szwedzcy historycy uznali eugenikę za owoc ducha tamtych czasów. Zakładali, że takie były trendy w Europie lat 30′, przykre jest, że Szwecja temu uległa, ale nie było to nic wyjątkowego. Ja pokazałem w książce, że to nieprawda. W praktyce sterylizacja nie była powszechnie stosowana. Poza krajami skandynawskimi, niektórymi stanami w USA oraz Niemcami, Japonią i jednym kantonem w Szwajcarii nigdzie nie sterylizowano obywateli. Napisałem książkę, aby pobudzić szwedzkich badaczy do działania. Do odpowiedzi na pytanie, co w mentalnych genach tego społeczeństwa powoduje takie skłonności.
Jak Szwecja zareagowała na Pana publikacje?
Nie było czystego rewizjonizmu, nikt nie zaprzeczał, że to miało miejsce. Były dokumenty, żyły ofiary sterylizacji. Natomiast podniosło się wiele głosów, że mówimy o jakiejś aberracji, o nadgorliwości niektórych lekarzy, ja twierdzę, że była to część programu państwa opiekuńczego.
Oponenci mówili o skrajnie prawicowych poglądach lekarzy – tymczasem jeśli w decyzjach o eugenice do głosu dochodził światopogląd, to był on bardzo często lewicowy, mówiono o poprawie warunków bytowych. Te wnioski zaskoczyły Szwedów, Norwegów czy Finów. To była oś dyskusji, która wybuchła; jaki program społeczny obwinić za tę historię.
Jak wiele osób w Szwecji wysterylizowano?
Wedle oficjalnych statystyk, bo wszystko się odbywało w skoordynowanym porządku administracyjnym, mówimy o liczbie ponad 60 tysięcy. Ile osób z tej liczby zostało wysterylizowanych pod przymusem, tego się nigdy nie dowiemy, ale historycy twierdzą, że od 20 do 30 tysięcy osób.
W jaki sposób wywierano presję?
„Nie wyjdzie Pani z więzienia, nie wyjdzie Pani z tego zakładu, odbierzemy Pani dzieci…”
Repertuar był szeroki. Często manipulowano osobami, które zjawiały się w szpitalu, aby na przykład poddać się operacji wyrostka robaczkowego lub odwiedzały ginekologa będąc w ciąży. Nie mówiono im o prawdziwym celu zabiegu. Oficjalnie państwo szwedzkie uznało po moich artykułach, że dobrowolność była czystą fikcją. Według obowiązujących przepisów pacjent powinien wyrazić zgodę na zabieg sterylizacji. Nawet jeśli orzeczono, że ktoś jest niepełnosprawny umysłowo, to jego podpis na dokumencie uważano w tym przypadku za wiążący. Ten sam schemat obowiązywał we wszystkich krajach, dobrowolność w praktyce była fikcją. Nawet prawnicy wskazywali na sprzeczność, która oczywiście nie przeszkodziła im w przygotowaniu projektów odpowiednich ustaw.
Jak działał mechanizm wyznaczania osób do zabiegu?
Informacji o potencjalnych pacjentach dostarczał między innymi Kościół, który był państwowy i z którego nie wolno było wystąpić. Pastor zwracał uwagę na dziewczyny z biednych rodzin, szczególnie jeśli ubierały się wyzywająco. Źródłem donosów była również opieka społeczna, która była i jest nadal w Szwecji bardzo silną instytucją. Ponadto szkoły, w których zawsze można było znaleźć dziewczynę z biednej, wielodzietnej rodziny. W każdym środowisku poza ludźmi bogatymi i wpływowymi pojawiał się donos albo po prostu wniosek o sterylizację. W każdym sklepie papierniczym można było pobrać formularz takiego wniosku. W pewnym sensie każdy mógł być zgłoszony do sterylizacji, a ja nie natrafiłem na ślady protestów jakiejś wspólnoty. Istniał scentralizowany system. Komisja złożona z kilku polityków i ekspertów mianowanych przez rząd otrzymywała podanie, które rozpatrywała i kierowała do realizacji. Odwołać się można było do instancji wyższej, którą był zespół… tych samych ludzi. Ani jednego prawnika. Żadnych możliwości odwołania się. Nie znam żadnych przypadków, aby decyzja tej komisji była anulowana lub zmieniona. Dokument wysyłano telegraficznie do miejscowości, gdzie zabieg był wykonywany następnego dnia.
Kogo sterylizowano?
Osoby uznane za upośledzone na umyśle, z angielskiego feeble minded. Co jest o tyle wstrząsające, że żadna z ofiar sterylizacji nie była w kategoriach współczesnej psychologii niedorozwinięta lub upośledzona. Chodziło raczej o osoby, które prowokowały reakcję otoczenia. Następnie olbrzymia grupa ludzi, którzy byli „społecznie nieodpowiedzialni” ponieważ płodzili dzieci nie mając środków na ich utrzymanie. Kolejną grupę tworzyli Cyganie oraz tattare, wędrowcy. Osobną grupą były samotne matki, a także osoby zachowujące się „aspołecznie”, co mogło oznaczać wzięcie kredytu i problem z jego spłatą, bo taką relację też znalazłem i opisałem w mojej książce. Zresztą cenzus majątkowy jest charakterystyczny dla zjawiska, nie było ani jednego przypadku wysterylizowania kogoś bogatego i wykształconego. Pomimo oficjalnego stanowiska, że próbuje się poprzez eugenikę wyplenić choroby, to nie znam przypadku żeby żona dyrektora banku, która miała padaczkę została poddana sterylizacji, nikt nawet o to nie wnioskował. Oficjalnie ustawa mówiła o „ochronie przyszłych pokoleń przed chorobami dziedzicznymi.” Jak przyszło co do czego, to okazało się, że jest to polityka ekonomiczna. Chronienie gminy przed wydatkami na pomoc osobom biednym.
Najczęściej były to niezamożne kobiety, które korzystały z opieki społecznej?
Tak. Pomocny będzie opis typowej ofiary sterylizacji zawarty w formularzach, nota bene dość skromnych, na których opierali się członkowie komisji podczas wydawania decyzji. „Niemrawa, dziwnie się zachowuje, sprawia wrażenie osoby nieinteligentnej, wujek miał schizofrenię, a ciotka gruźlicę, wysiaduje w barach, itd.” Powtarza się obawa, że rodząc dzieci nie zapewni im należytej opieki. Na podstawie kilku zdań decydowano o okaleczeniu kogoś, a komisja nigdy nie żądała spotkania z taka osobą, aby porozmawiać lub przynajmniej stanąć twarzą w twarz.
Jak traktowała ten proceder opinia publiczna w Szwecji?
Celowo dyskusja toczyła się w wąskich kręgach lekarzy oraz polityków. Panowało przekonanie, że społeczeństwo trzeba przyzwyczajać do tych praktyk powoli, bez pytania ogółu o zdanie. Obawiano się, że upublicznienie tematu wywoła głosy protestu, które będą „bezprzedmiotowe”, bo to lekarze, oraz zarządzający społeczeństwem mają najlepszą wiedzę, a nie prosty człowiek. Dla odmiany w Stanach problem został nagłośniony w najprostszy sposób. Ofiary poszły do sądu. Kilka rozpraw było komentowanych w prasie i społeczeństwo mogło zacząć się zastanawiać nad sterylizacją. Nie bez znaczenia jest fakt, że ofiary sterylizacji w Stanach wygrywały procesy. To nie miało w Skandynawii miejsca, bo osoba wytypowana do sterylizacji nie mogła się do nikogo odwołać. W Stanach po II wojnie światowej eugenikę zaczęto oceniać tak jak nazizm. Duża w tym rola procesu w Norymberdze w trakcie którego okazało się, że trudno sądzić hitlerowskich zbrodniarzy za przymusowe sterylizacje skoro podobne przepisy obowiązują w połowie stanów w USA. Efekt był taki, że po wojnie Sąd Najwyższy skasował ustawy eugeniczne, ale kraje na których się skupiam, czyli kraje skandynawskie nie zaprzestały po wojnie praktyk sterylizacyjnych. Podstawa rozumowania była inna. Uznano, że eugenika jest nauką i nie ma nic wspólnego z nazizmem. Żadne wnioski z Holocaustu nie zostały wyciągnięte w tej kwestii. To wynikało z monoetniczności Szwecji, gdzie mógł powstać Instytut Higieny Rasy jako instytucja „poprawiająca” warunki życia Szwedów, oczywiście w przyszłości. Nie było to więc proste budowanie koncepcji rasy w opozycji do innych „gorszych” ras. Instytut Higieny Rasy otrzymał co prawda zlecenie, aby udowodnić, że tattare to nie są Szwedzi tylko na przykład Cyganie. Okazało się, że tattare są takimi samymi Szwedami jak ci, żyjący w sposób osiadły.
Po lekturze Pana książki mam wrażenie, że aby zrozumieć Szwecję należy najpierw zrozumieć ideę Domu Ludu (folkhemmet)?
To oryginalny pomysł szwedzkiej demokracji z lat 20, która chciała zareagować na ideologie komunizmu i narodowego socjalizmu. Pojęcie Dom Ludu oznacza, że społeczeństwo szwedzkie jest równe, nie jest społeczeństwem klasowym, wszyscy są tyle samo warci. Interesy przemysłu i robotników są w gruncie rzeczy takie same. Ale najistotniejszym elementem filozofii Domu Ludu jest założenie, że w społeczeństwie szwedzkim nie ma miejsca na żadne wielkie konflikty i antagonizmy. Konsensus i zgoda leżały u podstaw tego myślenia. Z jednej strony potwierdzano egalitaryzm, który miał w Szwecji długą historię, ale z drugiej uczyniono z niego zasadę. Kto szuka sprzeczności i podkreśla konflikty jest wichrzycielem. Szwedzkie chłopstwo nie doświadczyło nigdy feudalizmu i miało zagwarantowane prawa, do króla zwracano się „na Ty”, szlachta była na garnuszku państwa, więc nie miała w ogóle anarchicznych ciągot. Kolejny element wspólnotowy to religia, która ramię w ramię z państwem tworzyła spójny system wartości. Ta idea w Polsce nie mogła mieć miejsca ze względu na różnice majątkowe, klasowe i na końcu światopoglądowe, które były nie do pomyślenia w Szwecji. Traktowano państwo jak organizm, to istotna retoryka, społeczeństwo musiało być zdrowe i jednomyślne. Żadna tkanka nie mogła działać wbrew interesom całego organizmu. Na przykład polski gorączkowy, międzywojenny parlamentaryzm był w tej koncepcji nie do pomyślenia.
To dlatego w Polsce nie dokonywano przymusowych sterylizacji?
W dużym skrócie można tak myśleć, nie potrafiliśmy żadnej dużej sprawy przegłosować bez dramatycznej dyskusji. Projekt ustawy sterylizacyjnej jednak nie dotarł nawet do polskiego Sejmu.
Z jednej strony w gronie osób popierających eugenikę był zarówno Janusz Korczak jak i Tadeusz Boy – Żeleński, ale oni z kolei nie byli zwolennikami sterylizacji. Trudno powiedzieć jakie rozwiązania mieli na myśli członkowie Polskiego Towarzystwa Eugeniki kiedy twierdzili, że „…walka z alkoholizmem jest walką o jak najlepszą rasę, jest zagadnieniem eugenicznym”. Tomasz Janiszewski, pierwszy minister zdrowia w okresie międzywojennym nawet na posiedzeniu Ligi Narodów przekonywał, że zdrowie jednostki należy do państwa, a nie do niej. Chciał karać grzywną mężczyzn, którzy mają dobre cechy intelektualne i fizyczne, ale nie chcą się rozmnażać. Był ewidentnym zwolennikiem eugeniki i nie wiemy co stałoby się gdyby los dał mu szansę na wcielenie tych idei w życie. Z drugiej strony katolicyzm pomógł Polakom uniknąć masowych sterylizacji głosząc, że życie jest święte i należy rodzić dzieci. W krajach zdominowanych przez katolicki światopogląd eugenika się nie przyjęła lub miała raczej humanitarny wymiar. Kraje protestanckie ją stosowały w praktyce w formie sterylizacji.
Katoliccy konserwatyści Panu przyklasną…
Ich reakcje w XX wieku na eugenikę były jednoznaczne. Nie wiemy co to jest, ale lepiej tej nowości nie upowszechniajmy. Encyklika Piusa XI z 1930 roku mówi wyraźnie: „Państwu nie przysługuje żadna bezpośrednia władza nad ciałem podwładnych. Jeśli nie ma winy i tym samem powodu do kary cielesnej, nie wolno mu naruszyć całości ciała albo go kaleczyć, ani ze względów eugeniki, ani z innych jakichkolwiek powodów.” To jednoznacznie ustawiło katolicyzm w opozycji do eugeniki.
Konserwatyzm, który tak wiele razy doprowadził do stłamszenia wolnej myśli tutaj okazał się być zbawienny. Z drugiej strony „postępowość” pokazała zaskakujące oblicze. Na przykład niektórzy socjaliści widzieli w eugenice receptę na fatalne warunki życiowe miejskiej biedoty. Okazuje się, że była lewica, która zwalczała biedę i lewica, która zwalczała biedaków. To było widoczne w Anglii gdzie jedno skrzydło Labour Partychciało sterylizować „proletariuszy z Manchesteru”, a drugie skrzydło stanowili właśnie „proletariusze z Manchesteru”. Nic w historii eugeniki nie jest jednoznaczne, ale najwięcej krytyki spotyka mnie za to, że pokazałem jak feminizm wpadł w pułapkę. Walka o prawo do antykoncepcji i do aborcji przerodziła się gdzieniegdzie w nakaz sterylizacji. Logika świadomego wyboru kobiety czy chce mieć dziecko czy nie widziana z pozycji państwa wyglądała inaczej: państwo zdecyduje czy możesz mieć dziecko czy nie. To zaskakujące dla współczesnych feministek i zdaję sobie sprawę, że miłe dla ucha katolickiego konserwatysty.
Historia eugeniki nie wpisuje się w jasne podziały światopoglądowe.
Maria Ossowska stwierdziła kiedyś, że intelektualistą można się nazwać tylko wtedy kiedy potrafi się „rozszczepić” własne poglądy. Osoba, której widoku nie znoszę może pisać wiersze, które kocham.
Kościół katolicki bywał czasami okrutny, ale w przypadku eugeniki uchronił wyznawców od praktykowania sterylizacji. Kościół protestancki w Szwecji sprawił, że społeczeństwo stało się piśmienne, ale ten sam kościół wyszukiwał teologiczne argumenty za sterylizacją. Śledząc historię eugeniki musimy unikać łatwych generalizacji. Szczególnie jeśli chodzi o rolę państwa. Tam gdzie rościło sobie pretensję, aby sterować ludzkimi wyborami o potomstwie stawało się oprawcą. Przykładem jest lekarz, który w Szwecji de facto był urzędnikiem państwowym. Realizował daną strategię, jaka by ona nie była. W tym samym czasie we Francji ponad połowa lekarzy nie pracowała na państwowych posadach, czyli w szpitalach. Ich klientem był prywatny pacjent, a nie państwo. Siłą rzeczy nie stosowali wobec niego przymusu, ani przemocy. Co oczywiście nie oznacza, że prywatna służba zdrowia jest panaceum na każde wyzwanie epoki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz