środa, 27 października 2021

Ludwig Erhard i „społeczna gospodarka rynkowa”

Ludwig Erhard i „społeczna gospodarka rynkowa”


Z dotychczasowych dyskusji na temat gospodarki moją uwagę przykuło betonowe przywiązywanie pewnych kontekstów do pewnych pojęć i vice versa. Weźmy bowiem takie Stany Zjednoczone, uznane, zresztą nie bezpodstawnie, za winowajcę kryzysu. Ponieważ kiedyś (dawno, dawno temu…) przylepiono Stanom etykietkę kapitalizmu, tak zostało, i o to, na zasadzie logicznej dedukcji – winnym kryzysu stał się amerykański kapitalista.
Tymczasem USA dawno kapitalistycznym krajem nie są, a ostatni wolnorynkowy (ale nie pozbawiony zanieczyszczeń) oddech gospodarka amerykańska otrzymała za rządów Ronalda Reagana. Od tamtej pory „kapitaliści” plątają się między wojnami, interwencjonizmem, subwencjami i, jak to określił Ron Paul, ratowaniem każdego, kogo popadnie, na Wall Street. John Stossel określił sprawę tak: „Ręcznie sterowana gospodarka prywatna, nazwiesz to faszyzmem”.
Dokładnie to samo kuriozum można zaobserwować, gdy mówimy o gospodarce Niemiec. Niemcy = społeczna gospodarka rynkowa. Wiedza o tym, czym jestsoziale Marktwirtschaft spada na drugi plan, po prostu w podręcznikach i czasopismach tak stoi i choćby postawiono drugie NRD, to Niemcy będą „społecznie urynkowieni”. Zastanawiające jest to, że w pojęciowym galimatiasiesoziale Marktwirtschaft traktowane jest jako coś pośredniego między kapitalizmem a socjalizmem, pewnie zaraz obok „Trzeciej Drogi” Schroedera (szczerego wroga soziale Marktwirtschaft) i Chiraca.
Ach, jak raz przylepioną łatkę trudno odkleić!
Ponieważ żyję w Niemczech, taka ignorancja dotyka mnie szczególnie. Gdyby w Niemczech panowałaby soziale Marktwirtschaft, to nie byłoby 1,69 bln. € długu zagranicznego, ciągnących się kolejek u lekarza i 2-4 miesięcznego czasu oczekiwania na lekarza-specjalistę, nie byłoby propozycji rent jednolitych (515 € na miesiąc przy niemieckich kosztach życia!), nie byłoby 37 mld € zasiłków dla trwale-bezrobotnych rocznie, i nieprawdopodobnego systemu kartelowego (wystarczy zwiedzić parę supermarketów w Niemczech by stwierdzić, że wszędzie są te same ceny produktów) i jeszcze bardziej rozbudowanego systemu pozwoleń, koncesji oraz rejestracji w rozmaitych izbach rzemiosła, handlu, rolnictwa, biurokracji przy której rozmiarach bledną Orwellowskie ministerstwa miłości, fiducjarnego pieniądza, i przede wszystkim opodatkowania PKB na poziomie 50% (szacunki prof. Hansa Hermanna-Hoppe uważam i tak za optymistyczne).
Na tym tle doskonale widać, czym soziale Marktwirtschaft być NIE POWINNA!
Przewodniczący Rady Gospodarczej Bizonii, późniejszy Minister Gospodarki i pierwszy nie-Adenauer kanclerz Niemiec – Ludwig Erhard – człowiek, który prawie w pojedynkę urzeczywistnił idee wolnego rynku na wyjątkowo czerwonym gruncie, tak skomentował zagadkową i pozornie sprzeczną leksykologię terminu „społeczna gospodarka rynkowa”:
„Im bardziej wolna jest gospodarka, tym bardziej jest ona socjalna” (alt. wersja: „Gospodarka rynkowa sama w sobie jest socjalna”.).
W książce Ludwiga Erharda „Wohlstand für Alle” („Dobrobyt dla wszystkich”), będącej swoistym pamiętnikiem okraszonym statystykami i refleksjami, autor opisał soziale Marktwirtschaft dokładnie tak, jak architekt opisuje zbudowany przez siebie dom:
  • Niskie podatki i zbilansowany (bez ujemnego salda) budżet państwa;
  • Likwidacja koncesji, pozwoleń, licencji oraz wszystkich pochodnych w celu tworzenia wymagań; potrzebnych do wykonywania danego zawodu - pełna liberalizacja rynku pracy oraz pełna mobilność siły roboczej;
  • Prawny zakaz karteli, monopoli, trustów i międzypodmiotowych uzgodnień cenowych (zasadnicza różnica pomiędzy soziale Marktwirtschaft a klasycznym liberalizmem);
  • Likwidacja subwencji i dotacji oraz przepisów regulujących ceny i przepływ towarów;
  • Zniesienie ceł i ograniczeń w handlu zagranicznym – m.in. wyrzeknięcie się sankcji jako próby angażowania ekonomicznych instrumentów państwa w celu nacisków politycznych (w tym wypadku Erhardowi nie udało się osiągnąć pełnego sukcesu);
  • Postawienie zapory WSZELKIM żądaniom związków zawodowych, w tym wypadku – prywatnych zrzeszeń pracowniczych, kolejne leksykologiczne zawirowanie);
  • Stymulowanie inwestowania i oszczędzania - wysokie stopy procentowe zniechęcające do kredytów;
  • „Żelazna” marka w pełni wymienialna na złoto, wpierw poprzez dolara będącego międzynarodową walutą);
  • Socjalny aspekt: Spłata zobowiązań wynikających z obiektywnych sytuacji: Odszkodowania inwalidom wojennym, spłata marshallowskiego kredytu, odszkodowań dla Francji, odszkodowania dla wypędzonych (z tego względu nie rozumiem też, dlaczego ci wypędzeni domagają się czegokolwiek od Polski, skoro Adenauer im wypłacił sowite sumy);
  • Pragmatyzm w działaniu – brak gwałtownych ruchów;
  • Demontaż biurokracji;
  • Europa zjednoczona wyłącznie gospodarczo – bez tworzenia ani jednego nowego urzędu „integracyjnego”.
Niemcy Erharda to chyba jedyny kraj, w którym znaczna część społeczeństwa z niepokojem obserwowała… wzrost płac (!), uważając ją, ze swojego bolesnego doświadczenia przed wojną, za znak niechybnej inflacji. Ponadto z drugiego punktu wynika jasno, że liczba prywatnych i samoopłacalnych szkół publicznych oraz uczelni była nieporównywalnie wyższa niż jest to dzisiaj.
Proszę sobie porównać te założenia (a właściwie: zrealizowane osiągnięcia lat 1949-1969) z tym, co w Niemczech dzieje się obecnie, a stanie się jasne, że czerwono-zielona koalicja SDP z Bündniss 90/Grüne, rządząca na przełomie lat 90tych, wyrżnęła w pień niemalże wszystkie zasady soziale Marktwirtschaft. Praktycznie została jedna – przywiązanie do demokracji Ludwiga Erharda („konwergencja pragnień wszystkich ludzi”), ale on wygrał cztery wybory z rzędu, więc miał prawo czuć zadowolenie. Inna sprawa, że ta sama demokracja w wyniku irracjonalnej rewolucji studenckiej zmieszała Erharda z błotem i raz na zawsze uczyniła go politycznym banitą. Nigdy później twórca społecznej gospodarki rynkowej nie wypowiadał się pozytywnie o demokracji.
Na koniec jeszcze jeden cytat od p. Ludwiga: „Byłby to doprawdy stan groteskowy, gdybyśmy najpierw płacili wszystkie podatki, a potem ustawiali się w kolejce po to, żeby na zabezpieczenie egzystencji otrzymać z powrotem od Państwa własne środki”.
Kamil Kisiel

środa, 20 października 2021

Kanada - Zabić w dziecku Indianina

Zabić w dziecku Indianina

Działający latach 1884-1996 (!!), finansowany przez państwo, a prowadzony przez instytucje kościelne system szkół miał jeden cel: wykorzenić autochtoniczną kulturę i zasymilować Indian z resztą społeczeństwa. Dzieci odbierane były rodzicom pod groźbą więzienia, w tysiącach przypadków z użyciem przemocy. W szkołach obowiązywał zakaz rozmów w ojczystych językach i niechrześcijańskich praktyk religijnych. Od pierwszego dnia przystępowano do brutalnej "kanadyzacji". Nauka kończyła się na piątej klasie, po czym uczniów przyłączano do prac na roli, w szwalniach, w tartakach.
Choć o okrucieństwie szkół wiadomo od dawna, to raport i tak jest dla Kanady szokiem. Po raz pierwszy pada w nim liczba ofiar śmiertelnych - ok.6 tys. dzieci nie przeżyło pobytu w szkołach. Umierały z głodu, wskutek tortur cielesnych i chorób. Raport opisuje konstrukcje "terapeutycznych" krzeseł elektrycznych, mówi o wbijaniu igieł w język, kąpielach w lodowatej wodzie, molestowaniu i gwałtach. Ukarani wychowankowie byli zamykani w szafkach. Nieraz na kilka dni.
Połowa indiańskich dzieci żyje dziś poniżej progu ubóstwa, szkołę podstawową kończy 35%, co czwarty Indianin jest bez pracy, co drugi bezdomny to Indianin. Statystyki samobójstw wśród młodych Indian są 5 razy wyższe niż w reszcie społeczeństwa. 

Obowiązkowe szkoły objęły siedem pokoleń Indian. Raport nie zostawia wątpliwości: to była państwowa, zaplanowana na dziesięciolecia, hojnie budżetowana i brutalnie przeprowadzona przez ludzi Kościoła (personel stanowili głównie księża i zakonnice) eksterminacja. Jedno z zaleceń departamentu ds. Indian brzmiało: "Zabić w dziecku Indianina". W 1920r. wiceminister ds. Indian przewidywał, że "w ciągu stulecia, dzięki działalności szkół, ludność aborygeńska przestanie istnieć jako rozpoznawalna grupa kulturowa w Kanadzie".

W Winnipeg (zwane Murderpeg bo ma najwyższe wskaźniki przestępczości) działa kilkanaście aborygeńskich gangów. Handel narkotykami, żywym towarem czy morderstwa na zlecenie w niektórych indiańskich kwartałach są podstawą gospodarki.

Aborygeni przez siedem pokoleń pozbawieni byli właściwej edukacji i opieki zdrowotnej. Zerwano ich więzi rodzinne, ograbiono z wzorców wychowawczych, rodzicielskich. Przez systemową brutalność szkół w kolejnych pokoleniach zaszczepiono skłonność do przemocy, do depresji, do uzależnień. Po katakliźmie kulturowego ludobójstwa nie da się ot tak "podnieść tyłka".
"Polityka" - "Ofiary kanadyzacji" M.Jarkowiec

środa, 13 października 2021

Generał Smedley Butler

Spędziłem 33 lata i 4 miesiące w czynnej służbie wojskowej i podczas tych lat najwięcej czasu spędziłem jako płatny ochraniacz gangsterskich interesów Wall Street i bankierów. Krótko mówiąc, byłem gangsterem, mordercą, wyzyskiwaczem dla kapitalistów. Pomogłem spacyfikować Meksyk a szczególnie Tampico dla amerykańskich interesów ropnych w 1914r. Pomogłem zrobić z Haiti i Kuby dobre miejsca aby chłopcy z National City Bank mogli spokojnie zbierać zyski. Pomogłem w ostrzyżeniu pól tuzina republik centro-amerykańskich dla zysku Wall Street. Pomogłem wyczyścić Nikaraguę dla International Banking House of Brown Brothers w latach 1902-1912. Przyniosłem „światło” dla amerykańskich interesów cukrowych w Republice Dominikańskiej w 1916r. Sprawiłem, ze Honduras stal się odpowiednim miejscem do uprawy owoców na rynki USA. W Chinach w 1927r zatroszczyłem się aby nikt nie przeszkadzał interesom Standard Oil. Patrząc wstecz mógłbym dać parę dobrych rad Al Capone ( który był tylko głupawym Włochem zręcznie sterowanym przez żydowską mafie i zdradzonym jak mu się zaczęło wydawać, ze jest „kimś” – dopisek MatiRani) który w najlepszym momencie operował w trzech dzielnicach podczas gdy ja oszukiwałem i mordowałem na trzech kontynentach. Przez największą część mojej 34 letniej służby w Marines byłem po prostu najemnym zabójca dla Wielkiego Biznesu, dla Wall Street i dla Banków. W skrócie byłem gangsterem kapitalizmu.

http://www.historyisaweapon.org/defcon1/warracket.html

środa, 6 października 2021

Jan Michał Małek - Jak pokonać marksizm?

Dobrze zrozumiana i prawidłowo zastosowana nauka Kościoła ma również poważny wpływ na materialny byt społeczeństwa. Dowodzi tego fakt, że ogólnie w państwach o systemach opartych na poszanowaniu uczciwie nabytej własności prywatnej, zgodnie z Bożym przykazaniem Nie kradnij!, wśród ludzi pracowitych i uczciwych jest procentowo znacznie więcej ludzi zamożnych niż wśród leni, narkomanów i wszelkiego rodzaju cwaniaków starających się żyć na cudzy koszt.

Dlatego najlepszym sposobem pomocy ludziom żyjącym w biedzie jest przekonanie ich do potrzeby praktykowania uczciwości jako jednego z podstawowych warunków wydobycia się z biedy. Główną zaś miarą uczciwości człowieka jest jego stosunek do cudzej własności. Oszust czy cwaniak świadomie zawłaszczający coś, co do niego nie należy, jest przestępcą. Im w jakimś kraju czy społeczeństwie więcej ludzi okradających swych współobywateli, tym mniej w nim sprawiedliwości, a więcej biedy. Analogicznie ma się rzecz z systemami politycznymi nieszanującymi własności prywatnej i związanej z nią wolności materialnej człowieka, a szczególnie z systemami opartymi na marksizmie, którego jeden z podstawowych dogmatów głosi potrzebę likwidacji własności prywatnej, czyli ograbienie człowieka z jego własności. We wszystkich krajach, w których taki grabieżczy system zaistniał w praktyce, czy to w Związku Sowieckim, Wietnamie, Kambodży, Chinach, Korei Północnej, na Kubie czy ostatnio w Wenezueli, wkrótce następowała zapaść gospodarcza, a zaraz potem szerzenie się biedy i głodu (nie mówiąc już o milionach ludzi zamordowanych przy wdrażaniu i utrzymywaniu systemu).