środa, 13 lipca 2022

Sandy Springs - miasto które zostało sprywatyzowane

 Sandy Springs w stanie Georgia może wyglądać jak każde inne miasto w Ameryce. Ma parki, drogi i piękne miejsca do życia. Ale jest jedna rzecz, która wyróżnia to miasto od innych miast: Sandy Springs sprywatyzowało prawie wszystko.

W 2005 roku Sandy Springs zleciło prawie wszystkie funkcje władz miejskich (z wyjątkiem policji i straży pożarnej) jednej firmie, która zarządza miastem. Ta firma jest odpowiedzialna za wszystkie ważne funkcje rządu, od prowadzenia parków, po brukowanie dróg, a nawet telefony pod numer 911!

Miasto działa bardzo sprawnie, bez zaległości we wnioskach o pozwolenia. Zadzwoń do miasta, a zdziwisz się, gdy na drugiej linii znajdziesz przyjazną osobę! Miasto posiada całodobową, nieautomatyczną infolinię obsługi klienta, która odbiera około 6000 połączeń miesięcznie. Posiada również najnowocześniejszy system ruchu drogowego z kamerami i nowoczesnym centrum dowodzenia.

Kiedy ludzie przyjeżdżają do Sandy Springs, zwykle nie mają pojęcia, że ​​jest ono sprywatyzowane, mówi Sharon Kraun, dyrektor ds. kontaktów z mediami w mieście. Nie ma znaków z logo firmy ani nic w tym rodzaju. Według Sharon „ludzie mogą powiedzieć, że miasto jest dobrze zadbane, a mieszkańcy, którzy tu mieszkają lub osoby, które tu pracują, lubią tu przebywać i są zadowoleni z poziomu świadczonych usług”.

Kiedy projekt się rozpoczął, University of Georgia oszacował, że miasto będzie potrzebować 828 pracowników. Ale ponieważ miastem zarządza prywatna firma, zmniejszyli liczbę pracowników do zaledwie 471 osób. Oprócz straży pożarnej i policji miasto zatrudnia tylko ośmiu pełnoetatowych pracowników publicznych.

Dzięki tej wydajności Sandy Springs generuje ogromne nadwyżki. Nie mają niefinansowanych zobowiązań. Miasto wyraźnie zdecydowało się nie stosować tradycyjnego modelu emerytalnego - modelu, który postawił prawie każdy rząd w Ameryce w trudnym do utrzymania kryzysie emerytalnym. Zamiast tego pracownicy mogą wybrać własny pakiet 401K, aby przygotować się do emerytury, jeśli chcą.

To dało miastu Sandy Springs mnóstwo dodatkowej gotówki do inwestycji - nadwyżkę, którą odłożono na przyszłość. Według Sharon Kraun: „Miasto z zasady odkłada 25% dochodów na rezerwę podczas każdego cyklu planowania budżetu. W ciągu pierwszych ośmiu lat głównym celem była poprawa infrastruktury, ponieważ ponad 185 milionów dolarów zostało zainwestowanych w infrastrukturę”.

Doprowadziło to do wielu ulepszeń w całym mieście. Miasto odnowiło 147 mil ulic, 874 projekty kanalizacji deszczowej i zbudowało 32 mile nowych chodników.

Jeśli część działań wypadnie słabo, miasto może zwolnić tę firmę i zaoferować kontrakt innej firmie. W 2011 roku miasto pożegnało się z główną firmą zarządzającą podstawowymi funkcjami rządu CH2M Hill i zdecydowało się na współpracę z inną firmą. To zaoszczędziło miastu ponad milion dolarów.

Większość mieszkańców Sandy Springs jest zadowolona ze zmiany, a okoliczne miasta i gminy przyjmują model prywatyzacji. „Do tej pory nasza społeczność jest zadowolona”, powiedziała Sharon, „Jeśli sondaże są wskaźnikami, nasz burmistrz założyciel, który działał na platformie partnerstwa publiczno-prywatnego, wygrał dwie kadencje z ogromnym poparciem”. Po przejściu na emeryturę burmistrza założyciela, nowy kandydat na burmistrza, Rusty Paul, również podjął zobowiązanie utrzymania prywatyzacji Sandy Springs i wygrał zdecydowanie.

Wiele miast na całym świecie patrzy na Sandy Springs. Oliver Porter, jeden z głównych architektów, który przyczynił się do rozwoju miasta, wygłaszał przemówienia na całym świecie, od Wielkiej Brytanii po Islandię, Japonię i Amerykę Łacińską. „Coraz częściej jestem proszony o udzielanie porad i prowadzenie wykładów w całym kraju” - powiedział Porter w niedawnym wywiadzie dla WND - „To także model międzynarodowy”.

https://liberty-intl.org/2014/06/18/the-town-that-privatized-everything/

środa, 6 lipca 2022

David Friedman - wywiad

Anarchia jest bardziej efektywna niż tradycyjne państwo 

W Belgii już od 300 dni nie ma rządu. Zdaniem znanego ekonomisty Davida Friedmana życie w świecie anarchii jest możliwe: w świecie bez rządów prawo jest stanowione przez równe sobie jednostki w drodze rynkowych negocjacji, a porządku publicznego mogą strzec prywatne instytucje. Jego zdaniem taki system już działa z powodzeniem - w świecie biznesu.



Obserwator Finansowy: Czy wciąż jest pan anarchistą?

David Friedman: Anarchokapitalistą.

Pytam, bo w ostatnich publikacjach przestał pan to podkreślać. Sądziłem, że może…

Nie czuję potrzeby nieustannej obrony idei, w którą wierzę. Większość swoich pomysłów zaprezentowałem w 1973 r. w książce „The Machinery of Freedom. Guide to a Radical Capitalism” i od tamtej pory zajmuję się również innymi kwestiami związanymi z rynkiem.

Anarchokapitaliści uchodzą za, delikatnie mówiąc, oderwanych od rzeczywistości. Może powinien pan zająć się jednak apologetyką tego nurtu?

Ludzie tak twierdzą, bo nie mają do końca pojęcia, o czym mówią. Sądzą, że anarchokapitalizm oznacza brak prawa, ładu, wojnę wszystkich ze wszystkimi. Jest zupełnie inaczej.