sobota, 22 czerwca 2019

Rzeczpospolita Podhalańska 1669/1670

W 1669 roku. Niedługo po koronacji króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, która miała miejsce 29 września tego roku, zjawia się na Podhalu chorągiew pancerna Jana Wielopolskiego, stolnika koronnego, starosty – generała małopolskiego i starosty nowotarskiego. W grudniu 1669 roku wojsko to zakwaterowano na tzw. „leżach zimowych” w Nowym Targu.
Według ówczesnego prawa, obowiązek utrzymania takich „gości” ciążył na okolicznej ludności. Nie inaczej było w tym przypadku. Żołnierze rozsyłali swoich przedstawicieli tzw. deputatów po okolicznych wsiach celem pobierania hiberny czyli podatku na przebywające wojsko. Wiadomo, że deputaci dotarli na pewno do Białego i Czarnego Dunajca, Szaflar i Dzianisza. Nie wykluczone, że jeszcze do kilku innych wsi góralskich. Co się działo dalej opisuje nam w swojej skardze do Urzędu Grodzkiego Krakowskiego naoczny świadek tych wydarzeń, sługa towarzysza pancernego spod chorągwi Jana Wielopolskiego, Mikołaj Rzadkowski. Mimo jednostronności tej relacji, zdecydowanie wrogiej góralom, łatwo zinterpretować bieg wydarzeń. Miejsca przemilczane w tej skardze (no bo trudno swoich oskarżać) uzupełnili późniejsi autorzy własnymi interpretacjami.
Wysłani deputaci zaczęli zbierać podatki co według prawa słusznie im się należało. Sami górale o tym wiedzieli więc nie mogło to być powodem buntu. Jednak to, że tacy poborcy nie zawsze trzymali się taryfy podatkowej i często dochodziło do nadużyć było sprawą powszechnie wiadomą. Jeśli dodać do tego, że zapewne podczas takiego poboru poturbowali któregoś z gazdów i podpiwszy sobie, nabrali fantazji kawalerskiej oraz dopuścili się wobec górali a może i góralek jakichś krzywd, to odwet był tylko kwestią czasu. Być może w innej części kraju, takie rzeczy uszłyby na sucho. Ale nie na Podhalu. Jak pokazuje dalsza historia, panowie żołnierze pochodzili z innych regionów i chyba nie za bardzo znali panujące na Podhalu stosunki.


Na znużonych całodziennym wykonywaniem swych „obowiązków” deputatów, napadli zebrani i uzbrojeni górale w Czarnym Dunajcu i Dzianiszu. Rozbrojonych, pobitych, ogołoconych z dobytku powiązali i odstawili do Nowego Targu. Razem z nimi wysłali pewno kilku swoich, którzy legitymując się jakimiś dawnymi glejtami mieli przedstawić dowództwu krzywdy dokonane przez poborców.
Reakcja żołnierzy była zgoła inna niż myśleli to górale. Widok pobitych i powiązanych jak balerony towarzyszy leżących na góralskich furkach musiał wzbudzić w nich taką wściekłość, że nie bacząc na wyjaśnienia i glejty, wtrącili poselstwo góralskie do lochów dworu w Nowym Targu.

Uwięzieniem swoich przedstawicieli (a raczej brakiem ich powrotu) można tłumaczyć nagłe pojawienie się kilkuset uzbrojonych górali pod Nowym Targiem. I to w wyraźnie nieprzyjacielskim zamiarze. W swej skardze na górali imć Rzadkowski pisze: ”…ciż górale zebrawszy się w kupę i zaopatrzywszy w broń rozmaitego gatunku, rzeczoną chorągiew, w mieście Nowym Targu na zimowych leżach rozłożoną, jako buntownicy i nieprzyjaciele zewsząd otoczyli, znieść i w pień wyciąć, a całą substancyą i wszystek sprzęt wojskowy zabrać usiłowali, ba, nawet całe miasto razem z chorągwią puścić z dymem odgrażali się, czego byli z pewnością dokazali, gdyby nie to, że chorągiew zdrowie swe ratując i uchylając się wściekłości rozszalałej tłuszczy, dobrowolnie ustąpiła z miasta”.

Tak więc chorągiew pancerna bojąc się stawić czoła góralom po prostu drapnęła z miasta. Pozwolono im odejść bezpiecznie. To, że poza wspomnianymi deputatami żaden z żołnierzy nie doznał krzywdy od górali możemy być pewni. W przeciwnym razie, imć Rzadkowski w swej skardze niewątpliwie odnotowałby każdy taki przypadek.
Zbliżającą się wigilię 1669 roku górale spędzili nie mając nad sobą żadnej władzy zwierzchniej. Aż do wiosny 1670 roku żadna władza: szlachecka, królewska czy starościńska nie sięga na Podhale. Górale rządzili się sami. Zdawali sobie jednak sprawę, że taka sielanka nie potrwa długo. Wcześniej czy później musi dojść do konfrontacji.

Błędem byłoby jednak uznać, że zachowanie przedstawicieli chorągwi pancernej było główną przyczyną wzburzenia górali. Żołnierze tylko dolali oliwy do ognia i przyśpieszyli coś co i tak od dawna wisiało w powietrzu. Jak pokazują dzieje Podhala w XVII w. średnio co 20 lat wybuchało tam powstanie górali. Przyczyną zwykle było zwiększenie ucisku przez szlachtę i wyjątkowy opór górali wobec zwiększania powinności. W przerwach między tymi zrywami sytuacja była tak napięta, że nawet trudno było poznać czy kolejny bunt już trwa czy wybuchnie za chwilę. Represje jakie spotykały górali po takich zrywach wywoływały skutek odwrotny do zamierzonego i tylko umacniały poczucie słuszności sprawy. Jeśli wszelki opór zawodził, zawsze pozostawało jeszcze zbójnictwo.

Wieści o poczynaniach zbuntowanych chłopów szybko dotarły do króla. Istniało zagrożenie przeniesienia się tego zbrojnego ruchu na inne starostwa. Sytuacja była o tyle trudna, że klasa magnacka była rozbita na dwa zwalczające się obozy polityczne: malkontentów (obóz francuski) i obóz obrońców elekta szlacheckiego (austriacki). Na dodatek w powietrzu wisiała wojna turecko–tatarsko-kozacka.

Wiosną 1670 roku, gdy stopniały śniegi, postanowiono rozprawić się ze zbuntowanymi starostwami. Dnia 6 kwietnia tego roku hetman wielki koronny Jan Sobieski wydaje rozkaz siedmiu chorągwiom cudzoziemskiego autoramentu, aby ściągnęły do Nowego Targu i położyły kres rebelii.
Na Podhalu kończył się okres swobody i wolności dla górali. Wiedzieli jednak, że do konfrontacji dojść musi. Dlatego przez ponad trzy zimowe miesiące i oni nie próżnowali. Wysłali suplikę do króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Znając jednak z własnego doświadczenia skuteczność egzekwowania swoich racji na drodze prawnej, rozpoczęli przygotowania zbrojne. W pierwszej kolejności zwiększając liczebność swoich stronników. Oddajmy jednak głos naocznemu świadkowi, panu Rzadkowskiemu: „…przybrawszy sobie opryszków, zbójników od węgierskiej granicy i wzrósłszy do liczby kilku tysięcy…”. Ta negatywna opinia udowadnia, że nawet jeżeli liczba uczestników jest przesadzona, to jednak nie odbiega daleko od prawdy. Wysłanie przeciw góralom 7 chorągwi doborowego, zaprawionego w bojach wojska (ponad 1000 ludzi), może świadczyć o sile powstańców.

Górale przez całą zimę gromadzą broń, zwłaszcza palną. Z sąsiednich Węgier sprowadzili kule i proch. Na wzór wojskowy sformowali oddziały pod osobnymi dowódcami. Widzimy więc, że nie była to bezładna, kilkutysięczna masa ludzi, lecz zorganizowane wojsko podhalańskie. Co więcej, stworzyli nawet własną artylerię! Nie były to co prawda działa spiżowe ani żelazne, lecz domowym sposobem wykonane z materiału jaki górale mieli pod ręką. Lufy ze świeżo ściętych buków, wzmocnione żelaznymi obręczami. Dość, że po pierwszych strzałach nie pękły. Ile ich było? Tego nie wiemy. Wiadomo tylko, że 2 z nich, jako zdobycz wojenną oglądał potem cały zdumiony Kraków. A musiało ich być więcej, bo górale mieli wystarczająco dużo czasu na ich zrobienie i przeszkolenie obsługi.

Wysłane przez hetmana Sobieskiego chorągwie weszły do Nowego Targu 23 kwietnia 1670 roku i gospodarowały w mieście przez tydzień szykując się zapewne do spacyfikowania wiosek. Górale, czując za sobą góry i las, ustępować nie zamierzali. Do starcia dojść musiało. To, że nie stało się to gdzieś pod Czarnym Dunajcem czy Dzianiszem świadczy o determinacji górali, którzy nie chcąc dopuścić do splądrowania swoich wsi, stanęli pod Nowym Targiem. Usiłowali wypłoszyć z miasta przybyłe chorągwie jak poprzednio żołnierzy Wielopolskiego. Działo się to między 1 a 3 maja 1670. Dokładnej daty dziennej nie da się ustalić.

Siedem doborowych chorągwi, regularnego, karnego i zaprawionego w bojach cudzoziemskiego autoramentu wojska nie tylko nie dało się zastraszyć, ale wyszło z miasta i stanęło naprzeciw wojska podhalańskiego wspartego przez chłopów lanckorońskich. Miejscem starcia była równina pod Nowym Targiem w okolicach dzisiejszej stacji PKP.

Górale mieli za sobą las a wychodzące z Nowego Targu wojsko ustawiło się tyłem do miasta. Czy żołnierze mieli jakieś armaty? Tego nie wiemy, jeżeli tak, to były to lekkie działka polowe. Wiemy natomiast, że strzelała „góralska artyleria”, która oddała przynajmniej dwie salwy.

O samym przebiegu bitwy mamy tylko skąpe informacje. Najlepiej opisuje to Rzadkowski: „Jawni ci buntownicy, nie wzdrygając się przed żadnym bezprawiem, posunęli się do takiego zuchwalstwa, że kiedy kilka chorągwi pieszych i konnych z rozkazami JKMci, pana naszego miłościwego, oraz JW. Hetmana W.K. przybyło na stłumienie tychże zamieszek i otwartego buntu, sporządziwszy sobie drewniane armaty ze świeżych buków, żelaznymi obręczami obciągnięte, do strzelania sposobne, opatrzywszy się w rozmaitą broń, jako to: rusznice, kosy, siekiery i zaostrzone koły, a w taki sposób do stoczenia bitwy się przygotowawszy, po nieprzyjacielsku się postawili, w szyku bojowym na sposób wojskowy pod gęstym lasem się ustawiwszy, jako buntownicy i nieprzyjaciele z wojskiem koronnem bitwę zwiedli; przecie jednak siłą wojskową pokonani, rozgromieni i do ucieczki w gęste lasy przymuszeni i tam ocalenia szukali”.

Nie wyszli więc górale zwycięsko ze starcia z wojskiem koronnym. Bo raczej trudno oczekiwać innego wyniku. Las i góry zawsze były sprzymierzeńcami górala. Żołnierze w pościg za wycofującym się „wojskiem podhalańskim” nie odważyli się wejść do lasu. Dość, że jedynymi zdobyczami zwycięzców były wspomniane armatki domowej roboty (przynajmniej dwie) i 6 jeńców – górali, pewno rannych, których znamy z imienia i nazwiska: Wojciech Gadomski, Jakub Morawczyński, Krzysztof Sułek, Jan Galas, Urban Drążak, Maciej Jaworski. A może był to celowy manewr mający na celu wciągnięcie żołnierzy do lasu, gdzie regularne wojsko straciłoby swe walory taktyczno – bojowe?
Niestety, nie wiemy kim był dowódca wojska podhalańskiego. Może było ich kilku? A musiała to być postać niepospolita. Być może był to jakiś harnaś zbójnicki. Osoba ta musiała mieć niezwykły talent organizatorski i doświadczenie wojskowe. Samo zorganizowanie górali na wzór wojskowy świadczy o umiejętnościach dowódczych. Co do artylerii, to jeśli ktoś widział na żywo strzelanie z XVII–wiecznej armaty, to potwierdzi, że poprawne załadowanie i oddanie salwy jest nie lada sztuką. Dlatego podczas reform wojskowych w czasach króla Władysława IV, artylerię wyłoniono jako osobną formację wojskową. Wcześniej traktowana była jako rzemiosło. Trafiali do niej „specjaliści”. Dlatego nauczenie tej niezwykłej umiejętności, nie mających wcześniej o tym zielonego pojęcia górali, stanowiło niezwykłe wyzwanie. Co do samego wyglądu tych bukowych armatek, to poza skąpymi opisami nie wiemy jak wyglądały. Ale na pewno niejeden współczesny inspektor BHP złapałby się za głowę widząc takie urządzenie.

Tak kończy się kilkumiesięczny żywot „wolnego Podhala”. Było to trzecie i ostatnie powstanie zbrojne ludności podhalańskiej. Tak jak poprzednie; zrywy z lat 1629-1633 przeciw staroście Komorowskiemu i powstanie z 1651 pod wodzą Kostki Napierskiego, kończy się klęską. Jednak jak każde poprzednie przyczyniło się do tego, że ucisk wobec górali był wprowadzany wolniej niż w pozostałych częściach kraju. Górale nie zrezygnowali jednak z biernej formy walki i skarg do sądów referendarskich i królewskich. Pewna forma walki zbrojnej jednak na Podhalu pozostała, a nawet w tym czasie przeżywa swój klasyczny rozkwit. Ta forma to zbójnictwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz