sobota, 18 kwietnia 2020

W.Brytania - idea wolności w imperium brytyjskim

Brytyjski polityk i generał Ian Smuts (1870–1950), związany z Afryką Południową, powiedział niegdyś, że „Brytyjczycy dali światu najpełniejszy system zorganizowanej ludzkiej wolności, jaki kiedykolwiek istniał w historii”. System ten nigdy nie był idealny, widać na nim krwawe rysy odbierania wolności społeczeństwom, gdy imperium rozszerzało swój zasięg terytorialny: podbój Irlandii, Indii, wojna z Burami. To, czym mimo wszystko Imperium Brytyjskie zapisało się zaszczytnie w rozwoju koncepcji ludzkiej wolności, to trwająca przez stulecia uporczywa presja społeczna na sprawujących władzę, zadziwiająco konsekwentne powiększanie zakresu wolności jednostki ludzkiej, wysiłki, by zabezpieczyć jej możliwie skuteczną ochronę przed zakusami arbitralnych monarchów. Proces ten nie był wolny od cofnięć i załamań, krwawych ofiar ludzkich, ale w końcowym rezultacie dał wiele wzorcowych rozwiązań społecznych, politycznych i prawnych, które stały się kamieniami milowymi nie tylko w historii cywilizacji brytyjskiej.
Tradycje Wielkiej Karty Wolności. Wspomniany proces niewątpliwie zapoczątkowuje Wielka Karta Wolności (Magna Carta Libertatum, 1215). Dokument ten nie powstał jednak z myślą o zapewnieniu wolności szerokim rzeszom. Przeciwnie, Karta została wymuszona na królu Janie bez Ziemi w obozie wojskowym na błoniach Runnymede przez egoistycznie myślącą klasę baronów. Byli oburzeni z powodu nieudolności monarchy, który nie potrafił skutecznie bronić ich posiadłości na kontynencie (stąd zresztą wziął się jego przydomek).





Magna Carta składa się z 63 rozdziałów, z których najważniejszy pozbawiał króla prawa do osadzania w więzieniu i karania poddanych bez sądu. Artykuł XXXIX głosił, że „żaden człowiek wolny nie może być aresztowany ani osadzony w więzieniu, skazany na banicję albo pozbawiony własności jak tylko legalnym wyrokiem swych przełożonych zgodnie z prawami tego królestwa”. Twórcy karty, pisząc o „człowieku wolnym”, mieli oczywiście na myśli własną, rycerską klasę, wówczas stosunkowo niewielką część społeczeństwa angielskiego. Ale Magna Carta niespodziewanie obudziła poczucie wolności i wśród tych, którzy dotąd nie byli w pełni wolni: wśród mieszczan i chłopów. Przyczółkami ułatwiającymi późniejsze zabiegi społeczeństwa były zwłaszcza dwa artykuły: XII – odbierający królowi prawo do nakładania jednego z podatków na wojnę, tzw. tarczowego (scutage), oraz XIII – dotyczący wolności handlu. (Ten ostatni był po prostu formą odwdzięczenia się baronów warstwie kupieckiej za finansowe wsparcie ich żądań wobec monarchy).

W wiekach następnych Magna Carta była odnawiana pod panowaniem kolejnych władców Anglii, podpisujących (nie zawsze dobrowolnie) gwarancje kolejnych swobód dla poddanych. W ten sposób społeczny zasięg swobód gwarantowanych przez kartę stopniowo się powiększał. Na przełomie XVI i XVIII w. Edward Coke (1552–1634), polityk stronnictwa opozycyjnego wobec władzy królewskiej, prawnik i interpretator karty, mógł już z przekonaniem ogłosić, że ujęty w niej zakres swobód dotyczy wszystkich Anglików.

O czym zapomniał Karol I Stuart. Nie oznacza to, że poszczególni władcy chętnie oddawali swe prerogatywy. Odwrotnie, wielu usiłowało odzyskać utracone uprawnienia. Dało to o sobie ostro znać podczas panowania Karola I Stuarta, który wzorem monarchii francuskiej dążył do władzy absolutnej wbrew aspiracjom warstwy mieszczańskiej, reprezentowanej przez parlament opanowany przez purytanów. Karol I zapomniał jednak, że jego poddani mieli już wysoko rozwinięte poczucie wolności. Jeszcze pod koniec XIV w. John Ball, przywódca tzw. rewolucji chłopskiej z 1381 r., wyraził to nader dobitnie pytaniem: „Gdy Adam orał i przędła Ewa, gdzie wówczas szlachcic się podziewał?”. Gdy Karol I usiłował sięgnąć po władzę absolutną, parlament ostro się temu sprzeciwił. Gdy król nie chciał ustąpić, pod naciskiem Olivera Cromwella został skazany na śmierć w 1649 r.

Król bez pieniędzy. Habeas Corpus Act. W 1660 r. parlament upadł i przywrócono tron synowi ściętego wcześniej króla Karolowi II Stuartowi. Musiał on jednak zaakceptować warunki wykluczające dążenia do absolutyzmu i silniej niż dotąd ograniczające władzę królewską nad poddanymi. Najpierw odebrano mu prawo nakładania jakichkolwiek podatków, a nawet udziału w inicjowaniu ustaw związanych z finansami państwa. Ograniczenie to funkcjonuje w monarchii brytyjskiej do dziś. Król odcięty od możliwości dysponowania państwowymi pieniędzmi przestał być zagrożeniem obywatelskich wolności. Ponadto w 1679 r. musiał podpisać ustawę znaną jako Habeas Corpus Act (nazwaną tak od pierwszych łacińskich słów jej tekstu). Jej najważniejszy fragment mówi, że nie wolno nikogo więzić bez dowodu winy dostarczonego sędziemu pokoju w ciągu 72 godz. od chwili aresztowania. Później okres ten skrócono do 48 godz. Zasadę tę z czasem zaakceptowały wszystkie cywilizowane kraje świata.

Bill of Rights. Zakres wolności obywatelskich powiększyła w 1689 r. ustawa parlamentu Bill of Rights. Została uchwalona w momencie wprowadzania na tron Williama III Orańskiego, aby zabezpieczyć kraj przed samowolnym zwiększaniem prerogatyw królewskich, do czego dążył zdetronizowany Jakub II Stuart. Do dokumentu tego nawiązał potem zestaw 10 poprawek Konstytucji Stanów Zjednoczonych dotyczący swobód obywatelskich, a tradycyjnie określany właśnie jako Bill of Rights.

Wolność słowa. Areopagitica Johna Miltona. W 1487 r. Henryk VII ustanowił tzw. Izbę Gwiaździstą (Star Chamber). Był to rodzaj sądu zajmującego się cenzurą. W 1641 r. znienawidzona Izba została zniesiona przez parlament purytański. Purytanie byli prześladowani przez władzę królewską, głównie Elżbietę I i Jakuba I, za swe poglądy religijne. Gdy sami doszli do władzy, rozpoczęli od... ustawy zabraniającej wolności druku! Oburzyło to poetę Johna Miltona, skądinąd zdeklarowanego purytanina. W 1644 r. wygłosił on przemówienie parlamentarne w obronie wolności słowa, znane pod greckim tytułem „Areopagitica”. Wykorzystywał tu nazwę zgromadzenia starszyzny ateńskiej, Areopagus, co w zamyśle Miltona oznaczało metaforycznie współczesny parlament. Tytuł „Areopagitica” oznaczał zatem w przybliżeniu: rzecz miana w parlamencie.

W swym przemówieniu domagał się „swobody poznawania, wypowiadania i uzasadniania poglądów w sposób wolny, stosownie do świadomości”. Dowodził, że licencjonowanie druku „wyhamuje naukę, zatrzyma prawdę przez zanik i stępienie naszych umiejętności nie tylko w tym, co już znamy, ale także przez stwarzanie przeszkód i ograniczanie tych odkryć, które mogą być poczynione w przyszłości”. Najdonośniej zabrzmiało jednak zdanie: „Pozwólmy prawdzie i fałszowi wziąć się za bary, bo czy kiedykolwiek widział ktoś prawdę, która straciła na wartości w wolnym i otwartym pojedynku na słowa?”.

Sprawa Petera Zengera. Tymczasem pięknie formułowane zasady wolności słowa nie szły w parze z poczynaniami królewskich urzędników, zwłaszcza w koloniach. W Nowym Jorku niemiecki emigrant Peter Zenger począł po 1730 r. wydawać gazetę „New-York Weekly Journal”, gdy nowy gubernator królewski William Cosby naraził się lokalnym kupcom autorytarnym stylem rządów, a także hulaszczym trybem życia. Zenger opublikował wówczas serię artykułów w dość niewybrednych słowach ukazujących gubernatora jako małpę nieumiejącą się odpowiednio zachowywać w cywilizowanym świecie. Został aresztowany, a 4 sierpnia 1735 r. doszło do procesu, w którym według procedury angielskiej o winie nie decyduje sędzia, lecz 12-osobowa ława przysięgłych.

I to do niej zwrócił się w emocjonalnych słowach obrońca Zengera Alexander Hamilton: „Ta sprawa, dżentelmeni składający ławę przysięgłych, (...) może swymi konsekwencjami dotyczyć każdego wolnego człowieka, który żyje pod opieką Brytyjskiego Rządu (...). To jest sprawa wolności, a ja nie wątpię, że wasze prawe postępowanie dziś upoważnia was nie tylko do wyrażenia miłości i szacunku wobec waszego współobywatela, ale wobec każdego Człowieka, który przedkłada Wolność nad Życie i Niewolę. Człowiek ten będzie was błogosławił jako mężów, którzy zawiedli nadzieje tyranii i przez bezstronne, nieskorumpowane orzeczenie położyli szlachetne fundamenty zabezpieczające wam samym, waszemu potomstwu i waszym sąsiadom to, do czego Natura i legalne zasady naszego kraju dały nam Prawo – Wolność (...). I to zapamiętajcie, członkowie ławy przysięgłych, tu chodzi o wolność jednoczesnego demaskowania i przeciwstawiania się arbitralnej władzy poprzez wypowiadanie i pisanie prawdy”.

Przysięgli już po kilku minutach jednogłośnie orzekli, że Zenger jest niewinny.

Zwycięstwo Johna Wilkesa. Zwycięstwo Zengera nie oznaczało, że odtąd władza zawsze będzie szanowała wolne słowo. Doświadczył tego John Wilkes, członek brytyjskiego parlamentu. W swej gazecie „The North Briton” drukował słowo w słowo obrady parlamentu, łącznie z faktami, które posłowie i rząd woleliby ukryć. Był z tego powodu oskarżany o ujawnianie tajemnicy państwowej, kilkakrotnie aresztowany, zsyłany na banicję, pozbawiany funkcji posła. Tyle że jego wyborcy potrafili nań głosować nawet wówczas, gdy odsiadywał kolejny wyrok. To spontaniczne poparcie dowiodło, że najlepszym gwarantem wolności jest raz rozbudzona świadomość społeczeństwa, które rozumiało istotę swobód obywatelskich i potrafiło to okazać wbrew niesprzyjającym okolicznościom.

Wilkes działał w sposób antagonistyczny wobec władzy. Zrażało to do niego elity polityczne. Wielki ówczesny malarz i rytownik William Hogarth przedstawił Wilkesa w postaci omal diabolicznego Mefistofelesa trzymającego w ręku niebezpieczny dzwon wolności. Wilkes utorował jednak drogę istotnym zmianom. Wkrótce publikację dokumentów parlamentu przestano uważać za czyn niebezpieczny. W rezultacie William Cobett rozpoczął systematyczne i legalne już drukowanie tekstów z obrad. W 1809 r. inicjatywę przejął Thomas Curson Hansard, od którego nazwiska ten typ publikacji zyskał nazwę. Mimo różnych zmian Hansard jest wydawany w Wielkiej Brytanii do dziś.

Wolność w koloniach. Sąd nad gubernatorami. Brytyjska polityka imperialna nie była wolna od typowych dla kolonizatorów nowożytnego świata form zniewalania podbitych ludów. Tym się jednak różniła od innych, że od pewnego momentu potrafiła zakreślać pewną nieprzekraczalną granicę w ich traktowaniu i że przeważał interes racjonalny z wyraźnym akcentem moralnym. Stało się tak np. w przypadku podboju Indii i rządów Roberta Clive’a, a po nim Warrena Hastingsa. Clive, nagrodzony tytułem lorda za swe łupiestwa w Indiach, popełnił nawet samobójstwo, nie mogąc unieść ciężaru odpowiedzialności za swe czyny, wypominane mu przez co wrażliwszych i bojkotujących go rodaków. Był to wyraźny sygnał, że opinia społeczeństwa, wzmacniana oświeceniowymi ideami równości, takiego postępowania nie akceptuje.

Gdy granice etyczne zostały w Indiach ponownie przekroczone przez słynnego z okrutnych metod zarządzania pierwszego oficjalnego gubernatora Warrena Hastingsa, został on postawiony przed sądem brytyjskiego parlamentu. Oskarżono go o gwałcenie wolności i praw Hindusów jako obywateli imperium. Nie przypadkiem głównymi oskarżycielami byli dwaj posłowie o ogromnym prestiżu moralnym, a zarazem intelektualnym: filozof Edmund Burke i dramatopisarz Richard Brinsley Sheridan.

Burke rozpoczął emocjonalnym przemówieniem: „Oskarżam go [Hastingsa] w imieniu narodu angielskiego, którego starodawny honor zhańbił. Oskarżam go w imieniu ludu Indii, którego prawa i wolności zdeptał, i którego kraj zamienił w pustynię. W końcu w imię rodzaju ludzkiego (...) oskarżam go jako wspólnego wroga i prześladowcy wszystkich”. Przemówienie Sheridana miało ton zbliżony.

Paliwo dla abolicjonistów. Jest prawdą, że ten niezwykły sąd intelektualistów nad politycznymi przestępstwami Hastingsa nie okazał się doraźnie skuteczny: uniewinniono go, ale po 7 latach procesu. Tyle trwała jednak swoista lekcja moralności politycznej, przedsięwzięcia mającego na celu publiczne uzmysłowienie wszystkim praw i wolności ludów, które bez swej woli znalazły się w obrębie imperium. Lekcja ta dała potem o sobie znać w działalności abolicjonistów. Ale i wcześniej, bo w 1706 r. Sir John Holt, główny sędzia pokoju w Anglii, wydał orzeczenie, którego esencją było zdanie: „W Anglii każdy może być biednym, lecz nigdy nie niewolnikiem”. Jego opinia nie była specjalnie respektowana. Dopiero w 1807 r. angielski polityk i abolicjonista William Wilberforce (1759–1833) doprowadził najpierw do zakazu handlu niewolnikami w imperium, a potem niewolnictwa w ogóle, gdy parlament w Londynie wydał w 1833 r. sławną Ustawę Obalającą Niewolnictwo (Slavery Abolition Act. Sam Wilberforce nie doczekał tej chwili, umierając krótko przed uchwaleniem ustawy.

Nieprzekraczalne granice. W latach 1857–58 wybuchło w Indiach powstanie sipajów (The Sepoy Mutiny). Stłumiono je z pomocą Kompanii Wschodnioindyjskiej. Dwunastu przywódców zostało okrutnie rozstrzelanych po przywiązywaniu ich do wylotów luf armatnich. Parlament brytyjski rozwiązał wówczas kompanię za naruszenie elementarnych zasad etycznych, co wymusiła opinia oburzonego społeczeństwa. To ono potrafiło już zakreślać nieprzekraczalne granice. Stąd mimo wszystkich nieprawości brytyjskiego kolonializmu późniejsza dekolonizacja imperium miała przebieg stosunkowo mniej konfliktowy i krwawy niż np. w przypadku okrutnie pacyfikowanych ruchów wolnościowych we francuskich Indochinach i Algierii czy w belgijskim Kongu.

Społeczne prawa wolności. W 1859 r. ukazała się w Anglii stosunkowo niewielka broszura zatytułowana „O wolności” (On Liberty). Autorem był John Stuart Mill, jeden z największych autorytetów moralnych doby wiktoriańskiej. W swym sławnym traktacie pisał: „Wolność to istotny rewir swobód ludzkich, przede wszystkim wewnętrzna dziedzina świadomości (...), swoboda myśli i uczuć, absolutna swoboda wyrażania opinii i uczuć na wszystkie tematy, praktyczne i spekulatywne, naukowe, moralne i religijne”. W innym miejscu pisał, że „wolność jest jedynym niezawodnym i stałym źródłem reform, ponieważ dzięki niej każda jednostka może się stać niezależnym ogniskiem postępu”.

Największe zagrożenie wolności widział Mill w tym, że „istnieje (...) wzrastająca skłonność szerokiego ogółu do nadmiernego rozszerzania władzy społeczeństwa nad jednostką, zarówno za pomocą nacisku opinii, jak i prawodawstwa (...); ta uzurpacja nie jest jedną z tych plag, które samorzutnie znikają, lecz przeciwnie, stają się coraz groźniejsze”. Ten pogląd, zrodzony w dziewiętnastowiecznym imperium wydaje się aktualny do dziś. Szczególne zagrożenie wolności dostrzegał Mill w skłonności do „rozszerzania władzy nad jednostką”. Widział to nie tylko w instytucjach politycznych, ale i wśród najbardziej wpływowych środowisk ówczesnego kapitalizmu, w tendencji do tworzenia monopoli ograniczających prawo wyboru i narzucających swą wizję rzeczywistości bez uwzględniania zdania kogokolwiek.

Sufrażystki. Specjalną uwagę Mill przywiązywał do emancypacji kobiet. Poświęcił temu traktat „O poddaństwie kobiet” (Subjugation of Women, 1869). W Polsce ten obszerny esej wydano pod tytułem „Poddaństwo kobiet” w tym samym roku, co angielski oryginał. Brytyjska myśl emancypacyjna miała wtedy już długą tradycję. Zapoczątkowała ją jeszcze w XVIII w. pisarka Mary Wollstencraft (1759–97). Była autorką dwu uzupełniających się pamfletów: „Dochodzenie praw mężczyzn” (A Vindication of the Rights of Men) oraz „Dochodzenie praw kobiet” (A Vindication of the Rights of Women, 1792). Pisała w nich o pozorach wyróżnienia społecznego doświadczanego przez przedmiotowo traktowane kobiety. Udowodniła, że wynika to z fałszywie rozumianego poczucia męskiego honoru, pod którym kryje się nierówne traktowanie kobiet i ich poniżanie. W koncepcji pisarki stosunek obu płci powinien stanowić „racjonalny związek zamiast niewolniczej podległości”. Prawidłowe stosunki społeczne można bowiem osiągnąć tylko przez eliminację wszelkich nierówności, gdyż „czystość moralna, skromność, duch publiczny i wszystkie szlachetne drogi cnoty, na których opiera się społeczna prawość i szczęśliwość, powinny być albo rozumiane i kultywowane przez cały gatunek ludzki, albo będą przynosiły marny efekt”.

Mill dodał do takiej argumentacji niebywale wrażliwą w epoce wiktoriańskiej kwestię równości seksualnej. Przyrównał ulegających pożądaniu mężczyzn swych czasów jak najdosłowniej do dzikich bestii (wild beasts).

Wyraźnie ośmielone traktatem Milla kobiety brytyjskie poczęły się domagać swych praw: studiowania na wyższych uczelniach, a nie tylko w wydzielonych szkołach niższego statusu, wykonywania zabronionych dotąd zawodów, ale nade wszystko głosowania w wyborach. Dzięki temu zyskały miano sufrażystek (od łac. sufragium – głosowanie w rzymskim senacie). W ich panteonie szczególne miejsce zajmuje Emmelina Pankhurst (1858–1928). Wraz z córką organizowała protesty uliczne. Była wielokrotnie aresztowana, w kolejnych więzieniach strajkowała, nie przyjmując pożywienia. W końcu dopięła swego w 1917 r., gdy parlament brytyjski uchwalił prawo głosowania kobiet liczących powyżej 30 lat. W 1928 r. barierę wieku zrównano z mężczyznami i wynosiła odtąd 21 lat.

Humanitaryzm lorda Bertranda Russella. W ostatnich dziesięcioleciach istnienia Imperium Brytyjskiego rozpoczął działalność filozof, matematyk, pisarz i działacz społeczny lord Bertrand Russell (1872–1970). Znany był z obrony praw człowieka bez względu na system polityczny. Potrafił z jednakową ostrością piętnować nieprzestrzeganie praw człowieka w totalitarnym Związku Radzieckim, jak i w USA. W 1950 r. otrzymał Nagrodę Nobla „w uznaniu jego różnorodnych i ważnych dzieł, w których bronił ideałów humanitaryzmu i ideałów wolności myśli”.

Przestrogi George’a Orwella. Wielką postacią tradycji wolnościowej z okresu coraz bardziej widocznej dekadencji imperium był urodzony w brytyjskich jeszcze Indiach Eric Arthur Blair, piszący pod pseudonimem George Orwell (1903–50). Jest oczywiście powszechnie znanym autorem powieści o wymowie antytotalitarnej „Rok 1984” i „Folwark zwierzęcy” (Animal Farm). Mniej znany jest jego napisany w 1946 r. esej „Język angielski a polityka” (The English Language and the Politics). Ukazał w nim na przykładzie angielszczyzny, jak współczesna polityka, i to nie tylko w krajach rządzonych autorytarnie, zafałszowuje rzeczywistość i z pomocą języka propagandy pełnego kłamstw i półprawd uniemożliwia piętnowanie zniewalania ludzi. „W naszych czasach – pisał w 1946 r. – polityczna mowa i sposób pisania są po większej części obroną tego, co jest nie do obrony (the defence of indefensible). Takie rzeczy, jak kontynuacja panowania brytyjskiego w Indiach, rosyjskie czystki i deportacje, zrzucenie bomby atomowej na Japonię, mogą być oczywiście bronione, ale tylko za pomocą argumentów, które są zbyt brutalne, by przyjęła je większość ludzi, i które nie pasują do celów wyznawanych przez partie polityczne. Stąd język polityki składa się głównie z eufemizmów, powątpiewań w prawdę i oczywistych zamglonych niejasności (...). Bezbronne wsie są bombardowane z powietrza, ich mieszkańcy pędzeni w pole, ostrzeliwani z karabinów maszynowych, ich domy płoną od pocisków zapalających, ale nazywane jest to pacyfikacją [czyli zaprowadzaniem pokoju, z łacińskiego określenia pax, pacis]. Pozbawia się miliony chłopów ich gospodarstw i każe się im wlec po drogach z dobytkiem nie większym, niż zdołają unieść, ale określa się to eufemistycznie jako transfer ludności lub korygowanie linii frontu. Ludzi więzi się latami bez sądu albo zabija strzałem w plecy lub w kark, wysyła na śmierć od szkorbutu do arktycznych obozów leśnych, przy czym okazuje się to eliminacją niepotrzebnych elementów. Taka frazeologia jest potrzebna, jeśli ktoś chce nazwać rzeczy bez przywoływania odpowiednich skojarzeń myślowych”.

Tu krytykuje Orwell zachodnich lewicowców usprawiedliwiających okrucieństwa polityczne koniecznością dziejową: „Rozważmy na przykład jakiegoś wygodnickiego angielskiego profesora broniącego rosyjskiego totalitaryzmu. Nie powie przecież otwarcie »uznaję zabijanie waszych przeciwników, o ile osiągniecie przez to dobre rezultaty«. Powie natomiast prawdopodobnie coś w rodzaju: »musimy zgodzić się, że pewne ograniczenia praw politycznej opozycji nieuchronnie towarzyszą okresom przejściowym i że rygory, jakich (...) wymaga się od ludzi Rosji, są usprawiedliwione, jeśli wziąć pod uwagę sferę ich konkretnych osiągnięć«”.

Upadające politycznie Imperium Brytyjskie zdążyło słowami swego wielkiego pisarza ostrzec nas, że nawet najlepiej zorganizowany system ludzkiej wolności nie jest w stanie ustrzec kogokolwiek przed jej nadużyciami.
http://www.polityka.pl/pomocnikhistoryczny/1591239,1,idea-wolnosci-w-imperium-brytyjskim.read

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz