środa, 11 maja 2022

Liberland

Liberland ma dwa lata. Obywatelami tego nietypowego państwa jest już ponad 2000 Polaków

Założyciele Liberlandu utworzyli swój kraj na wolnym terytorium pomiędzy Chorwacją i Serbią. Dlaczego? Bo marzą o życiu w państwie innym niż wszystkie.
Blisko dwa lata temu, 13 kwietnia 2015 roku, na liczącym 7 kilometrów kwadratowych kawałku ziemi niczyjej w zakolu Dunaju między Chorwacją i Serbią czeski polityk i aktywista liberalny Vit Jedlicka wraz z przyjaciółmi postawił maszt z oficjalną flagą swojego państwa - Wolnej Republiki Liberlandu. Trójkolorowa flaga symbolizuje poprzez żółty wolność, niebieski - Dunaj, czarny - bunt wobec systemu.
Wraz z wbiciem masztu Jedlicka zaczął realizować - jak się szybko okazało nie tylko swoje - utopijne marzenie o państwie wolności. Do końca ubiegłego roku wnioski on-line o obywatelstwo Liberlandu złożyło ponad 115 000 osób, w tym ponad 2000 Polaków.
Paszport i obywatelstwo Liberland ma już ponad 2 tys. Polaków (fot. Liberland)Paszport i obywatelstwo Liberland ma już ponad 2 tys. Polaków (fot. Liberland)
Wierzę, że już wkrótce będę tam mógł zamieszkać i żyć - mówi Karol Parkita, ambasador Republiki Liberlandu w Polsce. Jako jeden z pierwszych złożył podanie o obywatelstwo i zaangażował się w promowanie całego przedsięwzięcia. - Póki co na terenie Liberlandu poza opuszczonym budynkiem gospodarczym nic nie ma, ale mamy już plany budowy miasta LiberopolisPaństwo powstanie od podstaw, będzie funkcjonowało według jasnych zasad i opierało się na odpowiedzialności jego obywateli - przekonuje Parkita.
Na razie opinie na temat Liberlandu są różne - od entuzjazmu, poprzez niedowierzanie, po uznanie idei za ciekawą, ale... pachnącą "przekrętem". Składający wniosek o obywatelstwo wciąż nie dostali potwierdzenia jego uzyskania pomimo wpłacenia 100 euro za rejestrację. Władze przekonują, że nie ma co się śpieszyć i niecierpliwić, a cały system finansowy jest jasny i przejrzysty. - Wszyscy chętni otrzymają dokument, gdy tylko uda się potwierdzić suwerenność wolnej ojczyzny - tłumaczy Parkita i odsyła do raportu finansowego.
Ziemia Obiecana
O to, by na terytorium, które upodobali sobie założyciele Liberlandu, nie pojawili się jego pierwsi mieszkańcy, dba chorwacka straż graniczna, która zatrzymuje osoby próbujące nielegalnie przekroczyć granicę z Serbią (to zarazem granica Unii Europejskiej). Do aresztu trafił nawet samozwańczy prezydent kraju Vit Jedlicka. Legalnie nikt nie może tego zrobić, bo przejścia granicznego na granicy Serbii i Liberlandu po prostu... nie ma.
Tak dziś wygląda Liberland (fot. Liberland)Tak dziś wygląda Liberland (fot. Liberland)
Choć ziemia wybrana na terytorium nowego państwa nie należy ani do Chorwacji, ani do Serbii i jej status prawny jest niejasny, to otaczają ją wrażliwe tereny graniczne. Teoretycznie najlepszym rozwiązaniem dla obywateli Liberlandu byłoby dostanie się do swojego kraju drogą lotniczą. O ile wspomniane kraje udostępnią dla nich swoją przestrzeń powietrzną. Pojawia się jednak pytanie - dlaczego w ogóle teren ten ma należeć do Jedlicki i założonego przez niego Liberlandu? Żadna konwencja nie reguluje tych kwestii, ale Jedlicka powołuje się na zwyczajowe prawo pierwszeństwa. - Byłem pierwszym, który coś takiego tam wymyślił i uzyskałem poparcie wielu osób - argumentuje i roztacza wizję: - Pod względem powierzchni jesteśmy więksi od Monaco i Watykanu. Takie terytorium wystarczy, by stworzyć przestrzeń do życia. Pragniemy, by nasze państwo pod względem rozwoju przypominało Hongkong. Chodzi nam o dobrobyt mieszkańców. Gospodarka Liberlandu ma opierać się na najnowszych technologiach m.in. druku 3D, sztucznej inteligencji. Z racji ograniczeń terytorialnych nie będzie tutaj przemysłu ani rolnictwa, stawiamy na biznesy IT oferujące swoje usługi na cały świat.
Jedlicka przekonuje, że stworzenie Liberlandu jest zgodne z prawem. Powołuje się na oficjalne kryteria państwowości przyjęte na mocy konwencji w Montevideo z 1933 roku. Zgodnie z nimi państwo powinno mieć następujące elementy: stałą ludność, suwerenną władzę uznawaną przez obywateli, określone terytorium (wielkość państwa nie wpływa na jego podmiotowość) oddzielone od innych, zdolność wchodzenia w stosunki międzynarodowe. W przypadku Liberlandu prawie wszystko się zgadza. Największy problem jest z ostatnim elementem, bo chociaż Liberland bardzo chciałby stosunki międzynarodowe utrzymywać, to brakuje chętnych do takiego politycznego partnerstwa.
Do dziś żadne z państw "oficjalnych", czyli  tych zrzeszonych w ONZ, nie uznało podmiotowości Liberlandu. Pomimo misji dyplomatycznych Jedlicki, który wysyłał do ministerstw spraw zagranicznych oficjalne deklaracje niepodległości oraz zaproszenia do nawiązania stosunków dyplomatycznych, zarówno sąsiedzi, czyli Chorwaci i Serbowie, jak i inne nacje, uznali Liberland jedynie za dowcip lub ciekawostkę. W teorii Jedlicka wypełnia wszelkie kryteria, by założyć swoje państwo, ale w świecie prawdziwej polityki dokumenty zawsze przegrywają z realną siłą.
Liberland leży na niewielkim terytorium między Chorwacją a Serbią (fot. Liberland)Liberland leży na niewielkim terytorium między Chorwacją a Serbią (fot. Liberland)
Kukiz'15 i włoscy populiści
O uznanie niepodległości Liberlandu przez Polskę próbował zabiegać poseł Jakub Kulesza z partii Kukiz'15. Parlamentarzysta wraz kolegami z klubu (m.in. posłami Jarosławem Sachajką, Jackiem Wilkiem i Tomaszem Jaskółą) zgłosił latem ubiegłego roku dwie interpelacje do ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego dotyczące notyfikowania uznania Wolnej Republiki Liberlandu. 
- Brak uznania niepodległości Liberlandu stałby  w sprzeczności z polską tradycjąpolitycznoprawną, [powinno być: polityczno-prawną - chyba że to oryginał] która począwszy od XIX wieku wyraża się w afirmacji wolności obywateli od obcego ucisku i solidarności z narodami dążącymi do utworzenia własnego państwa. W związku z powyższym, czy i kiedy Rada Ministrów zamierza de iure notyfikować uznanie niepodległości Wolnej Republiki Liberlandu? - pytał w interpelacji poseł Kulesza. Pomysł nie spotkał się jednak z akceptacją ministerstwa. - Uznanie niepodległości Wolnej Republiki Liberlandu w opinii MSZ jest niezasadne - tłumaczono w oficjalnym piśmie?
Myli się jednak ten, kto myśli, że inicjatywa polskich posłów stanowi wyjątek. Na dużo większe wsparcie Liberland może liczyć na Półwyspie Apenińskim. Włoski polityk opozycyjny, lider populistycznego Ruchu 5 Gwiazd, Beppe Grillo, zapowiedział, że w przypadku objęcia władzy jako szef rządu uzna Liberland i otworzy oficjalne przedstawicielstwo tego kraju we Włoszech. Dla Liberlandu jest to o tyleż istotne, że populistyczny polityk ma duże szanse na zwycięstwo w wyborach na Półwyspie Apenińskim (według niektórych badań, m.in. Scenari Politici, jego partia jest liderem sondaży wyborczych).
Projekt znaczków Liberlandu (fot. Liberland)Projekt znaczków Liberlandu (fot. Liberland)
Obywatele i miłośnicy nieuznawanej republiki swoje nadzieje pokładają dziś w Donaldzie Trumpie i jego nieprzewidywalności.  - Trump jest niezwykle otwarty na nowe możliwości - mówił przywódca utopii w rozmowie z WorldViews przy okazji inauguracji 45. prezydenta USA.
Liberland stał się ostatnio wątkiem przewodnim oficjalnej parlamentarnej debaty w Chorwacji. Punktem wyjścia do dyskusji było wspomniane aresztowanie przez chorwacką policję prezydenta Jedlicki. W jego obronie głos zabrał Ivan Pernar z populistycznej partii Živi zid. - Najbardziej uderzająca jest jedna szczególna sprawa: wydalenie z kraju pana VitaJedlicki. Vit Jedlicka ustanowił kraj nazwany Liberlandem po prawie stronie Dunaju i nie byłoby problemu, ale Chorwacja działa przeciw niemuVit Jedlicka to nie jest zwykły imigrant. On przyjechał, by stworzyć kraj, (...) a jego celem było rozwinięcie turystyki i przyciągnięcie ludzi na ten teren, ponieważ ludzi nie było tam wcale - tłumaczył Pernar.
Poseł partii Živi zid nie zdołał jednak przekonać parlamentarnej większości do zmiany postanowień dotyczących Liberlandu -  dostępu do terenu niczyjego nadal strzeże chorwacka straż graniczna. Jednocześnie dyskusja na temat przekazania tej ziemi Chorwacji bądź Serbii została przełożona na nieokreśloną przyszłość - ani Zagrzeb, ani Belgrad nie mają jasnego stosunku do tej sprawy. Być może przykładem będzie dla nich podobny problem, jaki występował na granicy Burkina Faso i Nigru. Tam terra nullius istniejąca od lat 60. XX wieku, dopiero w 2013 roku została włączona do Nigru. Była to jednak odgórna decyzja Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, który chciał rozwiązać problem terytorium, które bywało schronieniem dla przestępców z obu krajów.
Quasi-państwo na poważnie?
Krzysztof Maczyński ze Stowarzyszenia Libertariańskiego, które organizowało wizytę Vita Jedlicki w Polsce w listopadzie ubiegłego roku, podkreśla, że idea wolnego państwa ma poparcie u większości liberalnych i wolnościowych partii oraz organizacji na świecie (m.in. szwajcarskiej partii niepodległościowej - Up Schweiz, Francuskiej Partii Libertariańskiej, polskiej partii Wolność, Partii Libertariańskiej oraz Stowarzyszenia Libertariańskiego).
W kwestii legalności Liberlandu i innych mikronacji Libertarianie są zdania, że każda osoba lub grupa ludzi ma naturalne prawo do zajęcia i uczynienia swoim niezagospodarowanego kawałka ziemi - tłumaczy i zaznacza, że w przypadku Liberlandu nie można mówić o projekcie artystycznym czy biznesowym, tak jak to było w przypadku innych nieuznanych mikropaństw.
Mikronacje takie jak Hutt River w zachodniej części Australii czy Molossia w USA to dziś atrakcje turystyczne, duńska Christiana pozostaje skansenem hippisów, a położona na stojącej na Morzu Północnym - ok. 11 km od wybrzeża Harwich we wschodniej Anglii - platformie wiertniczej Sealandia została wystawiona przez swoje władze na sprzedaż. W przeciwieństwie do nich  Liberland ma być urzeczywistnioną utopią. Liczba aktywistów, realnych i wirtualnych ambasadorów tego państwa wciąż rośnie. Wielu komentatorów (m.in. Gideon Lewis-Kraus z "New York Timesa") zauważa, że Liberland jest pierwszą w pełni tak poważną i zorganizowaną inicjatywą z grona pseudopaństw. I rzeczywiście - posiada on przedstawicielstwa w ponad 60 krajach (ostatnio "otwarto" kolejne w Bangladeszu, Gruzji, Ekwadorze czy Macedonii) - w niektórych są to realne biura (np. w Czechach), w większości jednak przedstawicielstwo oznacza osobę, "ambasadora", który udziela informacji na temat kraju i troszczy się o promocję jego idei. Wszystko pro bono rzecz jasna.
FlagaFlaga Liberlandu (fot. Elevatorrailfan / Wikimedia.org / CC BY-SA 4.0)
Przygotowana jest również, wzorowana na szwajcarskiej Konstytucja Liberlandu autorstwa Kacpra Zająca, który jednocześnie jest ministrem sprawiedliwości w tymczasowym rządzie pseudopaństwa. Według ustawy zasadniczej w "republice wolności" nie będzie podatków ani rozbudowanego aparatu państwowego.  Źródło finansowania administracji stanowić będą: opłata gruntowa, grzywny za popełnione przestępstwo oraz crowdfunding. Jak zaznaczają ojcowie założyciele w Liberlandzie nie będzie państwowych służby zdrowia, edukacji, emerytur, dróg, ani też nawet państwowych, cywilnych ślubów. Zero socjalu i wsparcia państwa. Rząd pozostawia za to pełną swobodę obyczajową, wyznaniową i gospodarczą, skupia się wyłącznie na pilnowaniu prawa i  swoich obywateli.
-  Liberland, podobnie jak Kostaryka, będzie państwem zdemilitaryzowanym i neutralnym - podkreśla Jedlicka, według którego formowanie armii jest niepotrzebnym wydatkiem wielu państw. Porządku ma pilnować wyłącznie niewielka ochotnicza policja obywatelska. -Wierzę w dobrą wolę obywateli Liberlandu - zaznacza prezydent.
W ramach kampanii crowdfundingowej w internecie rząd Liberlandu zebrał już ponad 45 tys. dolarów. Władze przyjmują wpłaty nie tylko w tradycyjnej walucie, ale także w bitcoinach. Zebrane pieniądze zostały przeznaczone na sfinansowanie siedziby rządu Liberlandu w Czechach i w Serbii, opłacenie osobistego asystenta prezydenta i ostatnie podróże służbowe głowy państwa na szczyt G-7 w Niemczech i Freedom Fest w Stanach Zjednoczonych. Prezydentowi nie udało się tam spotkać z żadnym z oficjeli, ale nawiązał kontakt z amerykańskimi aktywistami wolnościowymi. To niewiele, lecz głowa państwa nie traci nadziei.
Oprócz marzeń warto mieć wodę, prąd i gaz
Krytycy Liberlandu zarzucają entuzjastom republiki wolności przesadny optymizm i naiwność. Politolog dr Marta de Zuniga, podczas swojego wystąpienia w programie ''Dzień Dobry TVN'', oceniła, że w interesie obecnie istniejących państw jest utrzymanie status quo na mapie świata. Nowe państwa, czy to mikronacje, czy separatystyczne republiki, rzadko mogą liczyć na wsparcie dyplomatyczne. Problemem jest też samo utrzymanie takiego kraju - skąd brać energię, co robić w przypadku blokady państwa, jak zapewnić ewentualnym obywatelom pracę?
Zdaniem Karola Parkity wszelkie problemy, również te związane z dostawami energii, są możliwe do rozwiązania. - Obecnie nie martwimy się brakiem perspektyw na zaopatrzenie Liberlandu w energię elektryczną, gdyż ze strony przedsiębiorców wszelkich branży zainteresowanie jest ogromne. Poza tym wśród osób aplikujących o obywatelstwo są m.in. fizycy jądrowi, inżynierowie - tłumaczy Parkita i dodaje: - Liberland nie planuje rozwoju energetyki atomowej ani także wykorzystania militarnego atomu, stawiamy na rozwój jedynie energetyki przyjaznej środowisku.
Entuzjaści nowego państwa zaznaczają również, że Liberland ma opierać się na ekonomii cyfrowej - bez fizycznych pieniędzy. Według ojców założycieli Liberland ma być pierwszym w pełni przyjaznym uchodźcom krajem. Każdy chętny, przedsiębiorczy uchodźca jest mile widziany, a postać "nielegalnego imigranta" nie istnieje, ponieważ granice kraju będą w pełni otwarte. Warunek, choć nieformalny, jest jeden - przybysz musi zaangażować się w rozwój cywilizacyjny kraju.
Przedstawiciele Liberlandu podczas otarwcia swojego biura na Malcie (fot. Liberland)Przedstawiciele Liberlandu podczas otarwcia swojego biura na Malcie (fot. Liberland)
Według dr Marty de Zunigi, która w programie ''Dzień Dobry TVN'' o wolnym państwie rozmawiała z "obywatelem" Liberlandu, idealizm założycieli może wystarczyć jedynie na samym początku - prędzej czy później pojawi się konflikt o władzę, a proponowany przez rząd mikronacji brak przymusu może obrócić się przeciwko aparatowi państwowemu.
Przypadek Sealandii
Idea tworzenia krainy wolności jest stara jak świat, jednak szczególnej uwagi wart jest przypadek przywoływanej Sealandii. Pewne wydarzenie z historii tej morskiej republiki może być precedensem do wykorzystania przez obywateli Liberlandu. Roy Bates założył Sealandię w 1967 roku na byłej brytyjskiej platformie usytuowanej na wodach międzynarodowych nieopodal Wielkiej Brytanii. Książę Bates, bo takim tytułem obdarzył się szef morskiego kraju, rok później pojechał do Anglii, gdzie został aresztowany za nadawanie nielegalnych audycji radiowych i ostrzelanie kutra z policjantami, którzy chcieli go przywołać do porządku. Sąd orzekł jednak, że incydent wydarzył się poza granicami Zjednoczonego Królestwa i książę nie może być sądzony przez sąd brytyjski. Wyrok tym samym potwierdził, choć na krótko, niezależność Sealandii.
Trzy lata później strefa wód terytorialnych została rozszerzona i Sealandia stała się terytorium brytyjskim. Książę aneksji nie uznał, a cała sprawa przyniosła mikronacji spory rozgłos. Na fali tej popularności księstwem zainteresował się Patri Friedman, wnuk Miltona Friedmana, i założył w nim Seasteading Institute - placówkę naukową badającą możliwości budowy ekologicznych "miast" na morzach i oceanach. Do dziś w Sealandii, rządzonej przez syna Roya Michaela, mieszka kilkanaście osób. Nieniepokojeni przez nikogo utrzymują się z turystyki. Na miejscu można pozwiedzać najmniejsze państwo świata, zrobić zdjęcia, kupić znaczki pocztowe oraz paszport.
Terytorium Sealandii (fot. Ryan Lackey / Wikimedia.org / CC BY 2.0)Terytorium Sealandii (fot. Ryan Lackey / Wikimedia.org / CC BY 2.0)
W styczniu 2007 roku Sealandia trafiła na sprzedaż za pośrednictwem hiszpańskiej agencji nieruchomości InmoNaranja. Minimalna kwota, za jaką książę zgodził się sprzedać swoje państwo, wynosiła 100 000 000 $. Jedynym chętnym okazał się być serwis Pirate Bay, który chciał umieścić na platformie swoje serwery. Nadawca nielegalnych treści ostatecznie nie zdobył odpowiedniej sumy i Sealandia wciąż przyciąga bardziej ekscentrycznych turystów niż inwestorów.

Utopie dla indywidualistów
Obecnie istnieje około 400 większych lub mniejszych, mniej lub bardziej formalnych i realnych mikronacji, ogromna część z nich - tylko w internecie. Po tych fizycznie dostępnych słynne wydawnictwo podróżnicze Lonley Planet przygotowało nawet przewodnik.
Tworzenie ich to coś więcej niż ucieczka przed podatkami i "opieką" nieudolnej władzy. Posługując się koncepcją jednego z najsławniejszych etnologów francuskich, Marca Augé, mikronacje są dającymi poczucie wolności nie-miejscami. W świecie państw, które chcą swoim aparatem objąć całość życia człowieka, mikronacje stają się urzeczywistnioną Nibylandią. Pozbawione historycyzmu, określonej i narzuconej tożsamości, pozwalają stworzyć świat takim, jakiego go pragnie ponowoczesny człowiek.
Amerykański pisarz SF Erwin Strauss w opublikowanej w 1985 roku głośnej książce "How to Start Your Own Country" przekonywał, że poczucie suwerenności to stan umysłu. Pisał: -Jeśli czujesz, że żyjesz w innym, stworzonym przez siebie państwie, jesteś w nim naprawdę - i precyzował, że to wyobraźnia jest kryterium państwowości, ponieważ nie ma już ziemi niczyjej i ludzkość żyje na terytoriach zamkniętych precyzyjnie wytyczonymi granicami. Nie przewidział, że szansą dla mikronacji mogą być tereny zapomniane (jak te, na których chce ulokować się Liberland) lub stworzone sztucznie (jak platforma morska - siedziba Sealandii). Niemniej Strauss twierdził, że postępująca indywidualizacja, kult wolności i niezależności będą musiały doprowadzić do prób tworzenia własnych, utopijnych państw.
Prezydent Jedlicka z żoną (fot. Liberland)Prezydent Jedlicka z żoną (fot. Liberland)
Oczywiście w przypadku Liberlandu rodzi się pytanie, na ile możliwa będzie realizacja programowej wolności? Państwo w końcu jest emanacją jednej wizji ideologicznej: libertariańskiej. Czy znajdzie się w nim miejsce dla ideowych socjalistów albo chociażby centrowców? Ile tak naprawdę będzie wolności w ramach obiecanej nieograniczonej swobody? I czy to bardziej pomysł polityczny czy już sekta?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz